poniedziałek, 6 maja 2013

Rozdział pierwszy



 "Be to yourself as you would to your friend."


Obudził mnie budzik o nazwie „mama”, krzycząc donośnym głosem: „Wstawaj, Flawia! Lena już się szykuje do szkoły, a ty jak zawsze się lenisz!”.
Szkoda, że pierwszego września wypadały moje urodziny. Szesnaste urodziny zresztą… Nie obchodziłam ich, chociaż moi przyjaciele zawsze składali mi życzenia. I po co…? Nie wiedziałam sama, ale skoro lubili – nie protestowałam; ja przecież też pamiętałam o ich urodzinach. Leniwie przeciągnęłam się w łóżku, sprawdzając godzinę, elektroniczny zegarek wyświetlał siódmą siedem. Ktoś o mnie myśli, prychnęłam. Nie lubiłam takich dziewczęcych idiotyzmów. Na ósmą miałam być w szkole, rozpoczęcie roku szkolnego to dla mnie totalny bezsens. Nowa szkoła – liceum – do którego nie wiedziałam po co mnie wysłano, skoro moje stopnie były tak słabe jak piwo bezalkoholowe – wydawała się być zdecydowanie nieodpowiednim dla mnie miejscem. Rodzice jednak chcieli mieć prestiż, nie mogłam im tego zabronić.
Liceum Ogólnokształcące w Sparyniu, małym mieście, miało mnie w tym roku przyjąć w swoje progi. Nie chciałam się uczyć, ale jeśli pragnęłam mieć jako-taką przyszłość, to musiałam… Chociaż i tak myślałam sobie: Nauczycielki mnie znienawidzą, ja znienawidzę je i i tak będę urywać się z lekcji.
Moja starsza o rok siostra chodziła do tego samego liceum, miała tam swoją przyjaciółkę z tego samego miasteczka i uczyła się idealnie. Ciekawe co powie rada nauczycieli, gdy pozna młodszą pannę Wilkowską, pomyślałam.
Powoli zwlekłam się z łóżka i podeszłam do szafy, wypchanej ubraniami po brzegi, wybrałam czystą, białą koszulę i, spojrzawszy najpierw za okno, granatową spódniczkę przed kolano. Nienawidziłam jej, ale wiedziałam, że mama i tak kazałaby mi się przebrać, gdyby zobaczyła mnie w czarnych spodniach. Rzuciłam ubrania na łóżko, stojące po przeciwnej stronie pokoju.
Cóż, na mój pokój nie mogłam narzekać, bo był naprawdę fajny, urządzony według mojego gustu. Miał trzy ściany pomalowane na niebiesko i jedną z czarną tapetą w białe wzory. Łóżko stało tuż pod oknem, które wychodziło na południe; dokładnie naprzeciw mojego posłania była szafa z jasnego drewna, jak już wspomniałam – wypchana po brzegi. Po lewej stronie od mebla, który był niezwykle pojemny znajdowały się małe, jasne szafeczki, półki z szufladami, a na blatach miałam zdjęcia moje i moich przyjaciół. Najładniejsze z nich było jedno, często mu się przyglądałam – prosto w obiektyw aparatu spoglądała niebieskooka blondynka, której uśmiech ukazywał dołeczki w policzkach, nad jej głową wystawała głowa pewnego chłopaka – Konrada, który miał przydługie, czarne włosy. Dziewczyny uganiały się za nim, a on wykorzystywał to i się z nimi bawił, najpierw je poznając – jeśli panienki nie były puste, to od razu mówił im, że nic z tego nie będzie. Mój przyjaciel miał piegi, które dodawały mu uroku i jeszcze podkreślały piwną barwę jego oczu.
W jeden z policzków na zdjęciu całował mnie Aleksander – facet z wielkim sercem, chociaż się do tego nie przyznawał. Miał kolczyk w lewym uchu i potrafił robić zniewalające miny, a do tego był tak pozytywnie naładowany, że po każdym spotkaniu z nim brzuch bolał mnie od śmiechu. Oczywiście chłopak potrafił też być poważny, a wtedy z jego ciemnobrązowych oczu znikały te zawadiackie błyski. Jego brązowe włosy były wieczne roztargane, no i bardzo często był zajęty, bo opiekował się swoimi trzema psami.
Do drugiego policzka na zdjęciu przylegały usta Filipa, blondyna, z burzą nigdy nieułożonych włosów. Cóż, chłopak był wesołym kompanem, uwielbiał grać w kosza i w przeciwieństwie do Konrada miał jedną dziewczynę od dwóch lat.
Szkoda, że moi rodzice ich nie akceptowali i traktowali jak zło konieczne, mimo że chłopcy to najwspanialsze osoby jakie znałam… Olek, Fifi i Szpulka byli dla Doroty i Krzysztofa Wilkowskich zawsze mili i przyjemni, ale tamci nie potrafili zrozumieć, że nie uczę się nie dlatego, że oni sprowadzają mnie na złą drogę, ale dlatego, że sama nie chcę.
Trudno, pomyślałam, wkładając paczkę papierosów do czarnej torebki. Nie potrzebuję ich akceptacji do tego, by być szczęśliwą.
Spojrzałam na zegarek i ubrałam się. Poszłam do łazienki, by wyczyścić glany, które miałam zamiar założyć do spódniczki. Nie obchodziło mnie to, jakie spojrzenie rzuci mi mama, albo to w jaki sposób chrząknie na mój widok tata. Mina Leny także mnie nie interesowała.
I tak musiałam od niej pożyczyć rajtuzy, bo w mojej garderobie to zbędny element.
-          Siostra, błagam cię, chyba nie zamierzasz zakładać tych buciorów na pierwszy dzień szkoły?!
-          Zamierzam – odparłam spokojnie.
-          Nie, teraz idziesz do liceum. Masz zrobić dobre wrażenie – stanowczo powiedziała mama. – Weź te buty i nie marudź. Zjedz coś przed wyjściem – poleciła mi, podając czarne czółenka na niskiej koturnie. W butach na takim obcasie, jaki miała moja siostra, chyba bym się zabiła.
-          Nie jestem głodna – powiedziałam, wkładając buty. Nie chciałam się kłócić, ale coś za coś – wiedziałam, że w końcu zrobię coś głupiego, co nie spodoba się rodzicom.
Wyszłam z domu, a zaraz za mną Lena. Z torebki wyjęłam paczkę Marlboro i zapalniczkę i idąc w kierunku szkoły spokojnie odpaliłam pierwszego papierosa w tym roku szkolnym. Dostrzegłam niezadowolone spojrzenie siedemnastoletniej brunetki. Była moim zupełnym przeciwieństwem; nie tylko pod względem charakteru. Miała ciemne włosy, czekoladowe oczy i ciemną cerę, a także była trochę wyższa niż ja. No i do tego nie znosiłyśmy się, a wszystko co robiłyśmy „zgodnie”, wynikało tylko z przymusu. Nie potrafiłam jej w pełni zaakceptować, bo podobnie jak rodzice nie znosiła moich przyjaciół i potępiała wszystko co robiłam.
Ulice Sparynia były zadziwiająco puste jak na godzinę siódmą trzydzieści, na chodnikach pojawiali się przechodnie, zmierzający do swoich szkół. Zatrzymałam się pod jednym z domów, a siostra rzuciła mi pytające spojrzenie.
-          No co? Na Olka czekam – powiedziałam, rzucając niedopałek pod nogę i przydeptując go. – Jak chcesz to idź, trafię sama.
-          Nie powinnaś palić – na to zdanie roześmiałam się głośno.
-          To, co powinnam, a czego nie, to moja sprawa, okej? – wycedziłam przez zęby, gdy przestałam się śmiać.
-          Spokojnie, Flaw, nie denerwuj się tak.
-          Nigdy nie mów do mnie „Flaw”, wiesz, że denerwuje mnie to, jak nic innego. Idź już sobie, bo się spóźnisz – syknęłam.
Zdrobnienia mojego imienia? Wszystkie, tylko nie „Flaw”. Na szczęście moja siostra poszła, mrucząc coś pod nosem, a ja spokojnie oparłam się o płot pod domem mojego przyjaciela. Z racji tego, że mieszkaliśmy pięć minut drogi od siebie, spotykaliśmy się bardzo często.
Patrzyłam na sylwetkę odchodzącej siostry, zastanawiając się jeszcze jak to będzie w liceum. Czy będzie skarżyć rodzicom, że zmywam się z lekcji? Może uda mi się jakoś ją przekupić – pomyślałam. Jeszcze chwilę rozkoszowałam się ciepłymi promieniami słońca, aż poczułam pstryczek w ramię.
-          Dobry, Czarna! – usłyszałam. – Nie wierzę, ty w spódniczce! I bez glanów!
-          Ale śmieszne, naprawdę… Matka by mnie pociachała, jakbym poszła w glanach i spodniach. Musiałam.
-          Nie tłumacz się – powiedział Olek, dając mi kuksańca w bok. – Przepraszam, że czekałaś, ale Misiek nie chciał mnie wypuścić z domu.
-          Rozumiem. Idziemy po Konrada – powiedziałam. – Boże, już czuję, że znienawidzę tę budę!
-          Nie przesadzaj – wzruszył ramionami ciemnowłosy. – Grunt to to, że idziemy tam we czwórkę, damy jakoś radę.
-          Ehe – mruknęłam.
Pod domem Filipa, czyli gdy cała trójka moich przyjaciół się zebrała, usłyszałam donośne „Sto lat” odśpiewane przez tych wariatów. Każdy z nich wręczył mi jakiś drobny upominek, dostałam nawet czarnego misia, który z tyłu na koszulce miał ćwieki.
-          No kocham was normalnie! Ale przecież wiecie, że nie trzeba było.
-          Jak uważasz – ze śmiechem powiedział Konrad i chciał wyrwać mi misia, ale ja odparowałam:
-          Nie, nie, wiecie co, jednak trzeba było. Misio będzie się nazywał Gabryś.
-          Dobra, chodźcie, bo się spóźnimy, a pod szkołą ma na mnie jeszcze czekać Tatiana – powiedział Fifi. Jego dziewczyna była naprawdę ładna, ze swoimi niebieskimi oczami i czarnymi włosami wyglądała ślicznie, a drobny nosek i pełne usta dopełniały efektu. Co najważniejsze – miała też charakter.

*

Do klasy pierwszej mieliśmy dołączyć dopiero po oficjalnym wystąpieniu dyrektora. Był osobą niezwykle zakręconą, wydawał się zupełnie nie pasować na to stanowisko. Niski, gruby i łysy, ale wydawał się być miłą osobą. Chociaż trochę nudną – dodałam w myśli, słuchając zaledwie kilku słów Seweryna Polały. Rozejrzałam się, próbując odnaleźć w tłumie moich przyjaciół. Odnalazłam Aleksandra i przecisnęłam się do niego, w tłumie znajdując też Fifiego z dziewczyną i Konrada, który właśnie nawiązywał kontakt wzrokowy z jakąś pofarbowaną na rudo dziewczyną o piwnych oczach. Znałam tę grę dokładnie – najpierw będzie się na nią patrzył, aż po kilku dniach podejdzie, porozmawia i jeżeli dziewczyna się z nim umówi, to będzie miał małe święto. Wszystko zależało od niej – jeżeli okaże się, że jest w porządku, to może jej powiedzieć, że z nim lepiej się nie zadawać, a jeśli to będzie zwykły „plastik”, to ją wykorzysta i rzuci.
Czasem nie podobały mi się praktyki Szpulki, bo ranił pewne osoby, ale z drugiej strony nie miałam nic przeciwko. W końcu oderwał swoje spojrzenie od dziewczyny i podszedł do nas.
-          Ależ tu jest gorące ciało – sapnął, gdy ktoś z tłumu wbił mu łokieć w żebro. – Mówię wam, świetna jest.
-          Ta, widziałam – parsknęłam.
-          …a teraz podane zostaną listy osób. Każda wyczytana persona ma stanąć obok wychowawcy, który wyczytał jego nazwisko – powiedział dyrektor, mało nie parsknęłam śmiechem, słysząc słowo „persona”.
-          Klasa pierwsza a – powiedziała wychodząca na środek drobna blondynka o prostych, sięgających ramion włosach. Gdyby nie to, że trzymała listę z nazwiskami mogłabym wziąć ją za uczennicę trzeciej klasy liceum. – Ambrozińska Wioletta, Cymers Fabian Czerwiński Patryk, Długaj Małgorzata, Drągal Sonia… - wymieniała nauczycielka, a kolejne osoby ustawiały się za nią.
Drgnęłam na dźwięk nazwiska Nitka, spojrzałam w stronę przyjaciela, który oddalał się ze smutną miną, ale gdy usłyszał nazwisko Piskała niemal podskoczył z radości. Jeszcze nazwisko Strzałkowski i oni prawie przybijali sobie piątki, podczas gdy ja czekałam na literę „W”. Gdy pierwszoklasiści usłyszeli „Wilkowska Flawia”, spojrzenia wszystkich skierowały się na mnie. Nienawidziłam mojego imienia, bo było tak rzadko spotykane. Chłopcy spojrzeli na mnie zdziwieni, jakby nie wiedzieli jak się nazywam, bo w końcu oni nazywali mnie tylko „Czarną” i „Kolczastą”.
Byłam ostatnia na dwudziestopięcioosobowej liście, więc gdy podeszłam do mojej nowej wychowawczyni, od razu z chłopakami przeszłam do klasy. Naszą salą lekcyjną miała być siódemka, czyli sala polonistyczna – pani Elżbieta Lalewicz była właśnie polonistką i nauczycielką historii. W żółtej klasie mówiła cichym, delikatnym głosem, wydawała się być miłą osobą.
-          Chciałabym, żebyście teraz usiedli tak, jak chcecie siedzieć przez cały rok, wolałabym, żebyście nie zmieniali miejsc, bo w ten sposób będzie mi łatwiej was zapamiętać – powiedziała z uśmiechem.
Spojrzałam na moich przyjaciół, Szpulka i Filip usiedli razem na samym końcu, Olek zajął miejsce tuż obok nich. Popatrzyłam na dziewczyny z klasy i stwierdziłam, że nie ma tu chyba żadnej ciekawej osoby, więc przysiadłam się do Aleksandra.
W szkole mieliśmy spędzić jeszcze dwie godziny, dopiero o jedenastej mieliśmy rozejść się do domów, nie wiedziałam po co to, skoro ze spraw organizacyjnych mieliśmy tylko dostać plan lekcji na następny dzień i dowiedzieć się ogólnych punktów regulaminu szkolnego. Okazało się jednak, że mamy się poznać z ludźmi z klasy, powiedzieć o sobie wszystko ogólnie i zagrać w jakąś jeszcze głupią zabawę integracyjną.
Od tych butów rozbolały mnie nogi, a siedząc w spódniczce czułam się niekomfortowo. Nie mogłam się już doczekać wyjścia z klasy, ale skupiłam się na tym, co mówią poszczególne osoby.
Od razu nie polubiłam Wioletki Ambrozińskiej, farbowana blondyneczka, różowy lakier, co trzecie zdanie sztuczny śmiech. Masakra. Jako drugi przedstawiał się Fabian Cymers, miał magnetyzujące, zielone spojrzenie i ślicznie się uśmiechał. Często na mnie spoglądał, albo to tylko moje wrażenie, słyszałam jak psiapsiółki siedzące przede mną komentują „niezła dupa z niego, nie?”, spoglądając w stronę Olka tylko wywróciłam oczami.
Zamiast na jego wygląd – w którym również zawarta była burza nieułożonych włosów – zwróciłam uwagę na to co mówił. Lubił jeździć na rolkach, czytał książki, kochał rocka i nie znosił fałszywych ludzi. Był w gruncie rzeczy podobny z wyglądu do Aleksandra, ale nie tak bardzo – miał przecież zielone oczy, a Olek ciemnobrązowe.
Myślałam, że umrę z nudów i bólu stóp w tym pierwszym dniu nowej szkoły, ale jakoś udało mi się go przetrwać. Wychodząc ze szkoły poczułam mocne uderzenie i upadłam na ziemię, po chwili Szpulka mnie podniósł. Spojrzałam w stronę, z której nadeszło uderzenie i odezwałam się:
-          Idiota.
-          Przepraszam, nie chciałem – wskazał na rozwiązane sznurówki w swoich trampkach.
-          Wiąż je lepiej – warknęłam do Fabiana.
-          Nie przejmuj się nią – usłyszałam, gdy już odchodziłam. – Szybko robi się zła, ale w gruncie rzeczy to dobra dziewczyna jest. I faktycznie, lepiej zawiązuj swoje sznurówki, bo sam się kiedyś zabijesz.
-          Nie musisz mnie usprawiedliwiać, Konrad. – odwróciłam się do nich na chwilę.
Pierwszy dzień szkoły za mną – pomyślałam.

*
A za mną pierwszy rozdział tego opowiadania. Nie mam pojęcia, co na nie powiecie, bo to coś, co zupełnie odstaje od "Berenika Kaja Król. Szukając szczęścia", mam jednak nadzieję, że mimo wszystko "Kolczaste serce" też do Was przemówi i się Wam spodoba.

Pozdrawiam.


11 komentarzy:

  1. Faktycznie to opowiadanie jest całkiem inne od poprzedniego.. ale nie mam zamiaru szukać różnic ani podobieństw. Mogę stwierdzić, że powoli przekonuję się do Flawi, ma swoje zdanie dziewczyna, jest przyjacielska dla tych co powinna.. no i w sumie to jej życie i nikt nie powinien dyktować jej co ma robić. Pierwszy dzień w nowej szkole.. jestem ciekawa co dalej :D
    Pozdrawiam.
    /pozorne-szczescie/
    p.s zapraszam także na przewrotnosc-losu.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż, w rozdziale nie dzieje się nic istotnego, jednak mi i tak się podoba. Naprawdę fajnie piszesz i dzięki temu się nie nudziłam, co mi często się zdarza przy takich rozdziałach typu - początek roku szkolnego. :D Lubię Flawię. Wydaje się być miła i szaloną dziewczyną, pomimo tego, że ma szesnaście lat, a już pali i najchętniej rzuciłaby szkołę. :D Jej przyjaciele też są fajni. Zgrana z nich paczka. Zapraszam do siebie na nowy rozdział. ;)
    Pozdrawiam ;3
    www.otchlan-czasu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi też już się podoba to opowiadanie, bo faktycznie ciekawie się zapowiada. W sumie to nie przepadam za 16-latkami, które piją, palą i są tak "dorosłe", że robią to w tajemnicy przed rodzicami, żeby kary nie dostać - mnie to śmieszy:D Ale Flawia raczej się z tym nie ukrywa. wydaje mi się, że następne rozdziały będą tak samo jak ten ciekawe, a może bardziej?:D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń

  4. Jak dla mnie świetny rozdział :) nie mam żadnych zastrzeżeń! Będę tu częściej zaglądać i mam nadzieje ze kolejny rozdział będzie niebawem :> Czekam z niecierpliwością i całuję.
    Miło by również było gdyby ci się spodobał mój rozdział i zostawiła byś po sobie ślad w postaci szczerego komentarzu :)
    http://just-us-and-this-sick-world.blogspot.com/2013/05/rozdzia-pietnasty.html
    pozdrawiam i życzę weny nieznajoma :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Flawia różni się od głównej bohaterki poprzedniego opowiadania tak, że chyba już bardziej się nie da. To dobrze, bo widać, że potrafisz kreować bardzo odmienne postaci i dobrze Ci to wychodzi.
    Podoba mi się charakter głównej bohaterki, chociaż bardzo się od niej różnię. Lubię się malować, ubierać w sukienki i wysokie buty. Chociaż z drugiej strony mam też swoją kochaną, niezastąpioną parę glanów... W każdym razie dziewczyna na pewno nie będzie miała łatwo w szkole, skoro będzie wiecznie porównywana do swojej idealnej siostry. Bycie z rodzeństwem w jednej szkole to zazwyczaj nic przyjemnego.
    W rozdziale niewiele się działo, jak to zazwyczaj bywa na początku. Zdążyłam jednak polubić przyjaciół Flawi.
    Pozdrawiam
    koszmar-na-jawie

    OdpowiedzUsuń
  6. Postać Flawii już mi się podoba. Jej przyjaciele też wydają się fajni : > Zwykle pierwsze rozdziały, w których są opisywane pierwsze dni szkoły itp, zwyczajnie są nudne, a twój właśnie nie, bardzo mi się podobało jak to wszystko pokazałaś. : 3 Także czekam na kolejny rozdział : >
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. O pierwszy dzień nowej szkole! Ciekawe jak to się potoczy?! Mam wrażenie, że Flawia jest trochę podobna do mnie. Świetny blog! (http://ifyouneversee.blogspot.com/)

    OdpowiedzUsuń
  8. O matko jedyna! Ja przepraszam, że się zagapiłam i nie przeczytałam! Postaram się to jak najszybciej nadrobić i wtedy zostawię komentarz.

    OdpowiedzUsuń
  9. O matko - powiem po raz kolejny xD Od jakiś kilku miesięcy męczy mnie fakt, że nie wiem, gdzie iść do liceum, a tutaj oto pierwszy dzień w nowej szkole ^^ Ech, w gruncie rzeczy u Flawii nie było tak źle. Chodzi do klasy ze swoimi przyjaciółmi, a to trzeba postawić na pierwszym miejscu.
    No i racja, Czarna znacznie różni się od Bereniki, choć lubię je obie tak samo. Siostra Flawii wydaje się być strasznie sztuczna i zbyt idealna. Przecież nie stałoby się nic złego, gdyby Czarna poszła do liceum w glanach. Co innego, jeśli chodzi o papierosy.
    Coś tak czuję, że Flawia zakocha się w Fabianie albo on w niej, przynajmniej na początku ^^
    Pozostaje mi czekać na ciąg dalszy. Pozdrawiam i jeszcze raz przepraszam za to opóźnienie!

    OdpowiedzUsuń
  10. Owszem, Flawia zdecydowanie różni się od Bereniki, ale coś mi się widzi, że będę ją lubiła jeszcze bardziej. Przynajmniej takie mam odczucia po rozdziale pierwszym. Kocham takie bohaterki: buntowniczki, z nieco twardym charakterem, nieprzejmujące się zasadami. Chociaż pozornie Czarna może wydać się bardzo oschła, w rzeczywistości ma dobre serce, co widać w jej przyjaźni z chłopakami. Swoją drogą Konrad, Olek i Filip to naprawdę fajni ludzie, chociaż kompletnie się od siebie różnią.
    Irytuje mnie Lena i ta jej perfekcyjność. Podziwiam Flawię za to, że wytrzymuje w takiej rodzinie, zwłaszcza mając swoją osobowość.
    Pierwszy dzień szkoły minął... Dziwnie się o tym czyta, kiedy teraz mamy maj ;D Cóż, Kolczasta powinna się cieszyć, że trafiła do jednej klasy z przyjaciółmi, na pewno będzie jej łatwiej. Podobnie jak ona, również zapałałam niechęcią do Wioli, a Fabian wzbudził moje zainteresowanie. Co prawda początek jego znajomości z Czarną nie był zbyt szczęśliwy, ale to dopiero pierwszy dzień, dalej będzie na pewno lepiej ;D
    Ogólnie rzecz biorąc już zdążyłam zakochać się w tym opowiadaniu. Prolog i rozdział pierwszy czytało się niesamowicie przyjemnie, dlatego mam nadzieję, że wkrótce naprawią Ci lapka i będziemy mogli dalej śledzić losy Flawii.
    Pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń
  11. ZAJEBISTE DZIEWCZYNO!:)
    Serio, to opowiadanie jest na tyle zajebiste, że wciągnęło mnie bez reszty, jak najlepsza książka czy kubek pysznej czekolady. Podoba mi się postać Flawii, w ogóle mogłabym jej nie znać, ale po przeczytaniu, że kocha rocka, nosi glany i chodzi własnymi ścieżkami czuję między nami siostrzaną więź (choć nigdy nie miałam prawdziwej siostry i już chyba mieć nie będę) :).
    Ciekawi mnie jedynie, czy Fabian odegra jakąś większą rolę w życiu Flawii. Jej, ile ja bym dała, żeby w mojej przyszłej, licealnej klasie był taki chłopak, który jara się rockiem tak jak ja:)
    Poczytamy, zobaczymy, nie? :)

    OdpowiedzUsuń

Powiedz, co myślisz ;)