"Bez zła nie ma dobra, bez kłamstwa nie ma prawdy"
Wchodząc do siódemki – naszą pierwszą
lekcją była godzina wychowawcza – po raz pierwszy w życiu poczułam się trochę
zestresowana. Jednak już na wejściu chłopcy zagadali panią Lalewicz tak, że po
chwili była ona zupełnie zaskoczona ich zdolnościami konwersacyjnymi i śmiała
się zadziwiająco głośno, jak na tak drobną istotkę. Wreszcie, bez większych
konsekwencji, mogliśmy usiąść w ławkach. Mimo wcześniejszej rozmowy z
Aleksandrem czułam się jakoś tak dziwnie przybita, bo zdanie moich rodziców
zupełnie mnie nie obchodziło, a jednak chciałam, żeby ktoś mnie docenił.
Nasza wychowawczyni poprawiła mi humor w
dość komiczny sposób opowiadając o reszcie nauczycieli – w otwarty sposób
mówiła, za kim przepada, a kogo nie lubi. Opowiadała również o sobie, widać
było, że miała do siebie dystans.
Co jakiś czas łapałam spojrzenia
Fabiana, kierowane na mnie. Poprzedniego dnia zachowałam się dość głupio,
reagując w taki sposób, w jaki zareagowałam, ale nie żałowałam, bo nie było
czego. Szczerze mówiąc bardziej zdenerwował mnie Konrad, próbując tłumaczyć
mnie temu całemu Cymersowi. To nie jego sprawa, jak zachowałam się wobec nowego
kolegi z klasy. Jeśli odczuwałabym potrzebę, by go przeprosić i powiedzieć, że
jestem impulsywna i szybko przychodzi mi gniew, to zrobiłabym to sama. Zresztą
– Fabian chyba i tak się nie gniewał, tak uznałam po jego ciągłym obracaniu się
w moją stronę.
Mimo tego, że lekcja na pewno nie była
nudna – sposób opowiadania polonistki potrafił zmusić niejednego do posłuchania
– to ja nie skupiałam się w ogóle i gdy tylko zadzwonił dzwonek szybkim tempem
wyszłam z sali, próbując zorientować się gdzie może być sala numer jedenaście,
w której to mieliśmy mieć matematykę.
Siedziałam na ławce pod jedenastką, bo
chłopaki poszli do sklepiku szkolnego, kupić sobie coś do picia. W końcu jednak
znudzona trzema minutami spoczynku, wstałam, w celu odnalezienia moich
przyjaciół. Już parę metrów przede mną dostrzegłam Fabiana idącego w przeciwnym
kierunku niż ja – miał otwartą butelkę z wodą. Muszę przyznać, że wyglądał
nieźle. Cóż, stało się to, czego się obawiałam – chłopak, mimo moich szczerych
prób omijania go szerokim łukiem już
kilka metrów przede mną zapytał:
-
Hej,
mam nadzieję, że się nie gniewasz za wczoraj?
-
Nie,
już mi przeszło. Ale wiąż te sznurówki – wskazałam na jego trampki, z których
oczywiście wystawały niezwiązane sznureczki. – Zabijesz kogoś kiedyś.
-
Fabian
– podał mi rękę.
-
Wiem
– powiedziałam, odwzajemniając gest.
-
Ładne
imię. Znaczy – szybko dodał, gdy zobaczył mój ironiczny uśmiech – miałem na
myśli imię „Flawia”. Jest takie… nietypowe. Lubię je.
-
Naprawdę?
Nie sądziłam, że ktoś taki się znajdzie. Znaczy parę osób mi to mówiło, ale ja
naprawdę wolałabym mieć na imię Czarna. Albo Anna. Cokolwiek – wypaliłam.
-
Twoi
przyjaciele chyba też je lubią. Czasem to co jest niezwykłe, nietypowe, jest
najfajniejsze, właśnie ze względu na swoją inność. A poza tym nie powinnaś
narzekać, to przecież tylko imię. Ładne imię – uśmiechnął się, a w jego
policzkach ukazały się dołeczki.
Był miły, zaskakująco miły. Wszyscy,
których zdarzyło mi się spotkać w podobnych okolicznościach mieli mi za złe to,
że nazwałam ich idiotami – nawet jeśli miałam rację. Nigdy nie próbowali mnie
przepraszać – a Fabian nawet powiedział, że miałam ładne imię. Zdziwiło mnie
to, ale nie zdążyłam wyrazić mojego zdziwienia jakoś konkretnie, ponieważ zadzwonił
dzwonek i musieliśmy zebrać się pod salą lekcyjną. Matematyka to był przedmiot,
którego naprawdę nie znosiłam w mojej poprzedniej szkole – miałam pięćdziesiąt
trzy procent obecności i dwóję na koniec. Po prostu nie lubiłam nauczycielki,
denerwowała mnie, zresztą – z wzajemnością. Nie znosiłyśmy się i każda nasza
wspólna obecność podnosiła ciśnienie zarówno mnie jak i pani Malickiej.
Pięćdziesiąt trzy procent i dwója to obopólna zgoda – ona nie chciała widzieć
mnie po raz kolejny i ja jej także. Liczyłam, że w liceum nauczyciel nie będzie
tak wredny jak ona. Bo chciałam się uczyć – ale z drugiej strony nie miałam na
to ochoty. To zajęcie przytłaczało mnie, nudziło… wolałabym spędzać czas z
przyjaciółmi, ale wiedziałam, że jeśli się za siebie nie wezmę, to na pewno nie
będę miała dobrej pracy. Już sam fakt, że dostałam się do tego liceum to cud… albo
zasługa moich rodziców.
Pod salą spotkałam moich przyjaciół.
Konrad, Olek i Fifi spojrzeli na mnie i Fabiana z uśmiechami. Odwzajemniłam ich
grymas, po czym podeszłam do nich, niezbyt grzecznie ignorując mojego nowego
kolegę, który wcale się tym nie przejął, tylko poszedł za mną i rozpoczął luźną
konwersację z moimi przyjaciółmi. Niestety nie za długo sobie porozmawialiśmy,
bowiem nowy nauczyciel przyszedł szybko.
Pani
Lalewicz mówiła, że jest w porządku – przypomniałam sobie. Powinno być dobrze – stwierdziłam,
lustrując uśmiech nauczyciela. Gdy już usadowiliśmy się na swoich miejscach, ja
po raz kolejny z Olkiem, nauczyciel spojrzał na nas swoimi niebieskimi oczami i
postanowił się przywitać.
-
Dzień
dobry, nazywam się Rafał Warmiński i jak się domyślacie, będę uczył was
matematyki. Słyszałem, że wielu z was miało problemy z matematyką, ale postaram
się to zmienić – uśmiechnął się, patrząc na mnie. – Nie twierdzę, że matematyka
to ciekawy przedmiot. – urwał na chwilę, by usadowić się na biurku, po czym
kontynuował: - Chociaż mnie fascynuje, to was niekoniecznie. Postaram się to
zmienić, udowodnić, że mój przedmiot może być ciekawy.
-
Matematyka?
Ciekawa? – jęknęła któraś z uczennic, której imienia nawet nie pamiętałam.
-
Widzę,
że ktoś miał tutaj nudnego nauczyciela – mruknął pan Warmiński i w jego oczach
coś zalśniło. – Wszystko jest kwestią przekazu. Chodzi o to, żebyście mi zawsze
mówili, kiedy czegoś nie rozumiecie.
-
Zawsze?
– po raz kolejny usłyszałam głos tej samej uczennicy.
-
Tak,
zawsze. Chcę, żebyście rozumieli. Jeżeli macie zapowiedzianą kartkówkę i nie
rozumiecie danego działu, przychodźcie, przekładajcie i proście, żebym
wytłumaczył wszystko po raz kolejny, tyle razy, ile będzie trzeba.
Rzeczywiście,
okazuje się w porządku. Ma powołanie. – uznałam.
Na przerwie po raz kolejny podszedł do
mnie Fabian, akurat siedziałam z Olkiem, który postanowił pójść do toalety, gdy
tylko zobaczył zbliżającego się chłopaka. Czy
on nie próbuje mnie wyswatać?! – pomyślałam.
-
Może
spotkamy się po lekcjach? – zapytał bez pardonu. – Mieszkam tu niedaleko, w
Pirawach, mogę przyjechać – uśmiechnął się. Miałam ochotę się skrzywić. Umawiać się tak od razu?! – nie miał na
co liczyć.
-
Nie,
mam szlaban, więc nie da rady. – spojrzałam na niego z udawanym żalem.
-
A
długi ten szlaban?
-
Dwa
tygodnie.
Zapadła nagła cisza. Na pewno nie
pomyślał, że chcę go spławić, bo dalej siedział na ławeczce obok mnie. Jezu, on się nie odczepi. Dlaczego nie przywala
się do Wiolki albo do którejś innej?! – pomyślałam.
Chłopak na siłę próbował kontynuować
naszą rozmowę, ale moje lakoniczne odpowiedzi zbyły go i w pewnym momencie
umilkł całkowicie. Cisza jednak stała się niezręczna, a więc ja postanowiłam
być trochę milszą i podtrzymać naszą konwersację. Wiedziałam, że na odzew ze
strony chłopaka będę mogła liczyć. Był naprawdę towarzyski, widziałam jak
zapoznawał się z pewnymi osobami już dzień wcześniej, po prostu nie
przywiązywałam do tego większej uwagi.
Przez kolejne przerwy rozmawiałam z
moimi przyjaciółmi i czasami z Fabianem. Umówiłam się z chłopakami po szkole,
wiedząc, że w drugim dniu w nowej szkole nie będzie zadane absolutnie nic. W
końcu najpierw musieliśmy poznać nauczycieli – dopiero później przedmiot.
Wróciłam do domu godzinę wcześniej niż
Lena, więc w domu byłam tylko ja, kucharka i sprzątaczka, przychodząca co drugi
dzień. Mama zawsze miała mi za złe, że nie zgadzałam się na wpuszczenie jej do
mojego pokoju, który był uosobieniem chaosu, ale ja nie chciałam, żeby
ktokolwiek grzebał mi w moich rzeczach. Jeśli miałam mieć porządek, to powinnam
go sobie robić sama. I tak też było, jeśli uznawałam, że mam dość
wszechobecnego brudu, po prostu brałam odkurzacz, szmatki i wszystko inne i
sprzątałam. Zazwyczaj robiłam to raz w tygodniu, ale szybko robiło się brudno… Nie
przejmowałam się tym, bo mama nawet mi już o tym nie wspominała – kiedyś jej
powiedziałam, że jeśli przeszkadza jej cokolwiek w moim pokoju, to może do
niego nie wchodzić. I rzeczywiście – od tamtej pory nie wchodziła.
W moim pokoju włączyłam głośną muzykę i
zaczęłam tańczyć. Owszem, w większości słuchałam metalu, ale zdarzało mi się
też posłuchać muzyki bardziej rytmicznej, takiej do tańca. Był on moją ukrytą
pasją, wiedział o niej tylko Aleksander, który kiedyś przyłapał mnie na
tańczeniu i być może sprzątaczka i kucharka, ale one mnie nie obchodziły.
Taniec pozwalał mi uwolnić swoje emocje i po cichu marzyłam o jakimś konkursie
tanecznym, ale nigdy nie odważyłabym się do niego pójść, poza tym nie umiałam
za wiele – byłam samoukiem i o ile w mojej szafie znajdowały się jedne legginsy
(szpagat robiony w dżinsach albo bojówkach nie wychodził najlepiej) – umiałam
niezbyt wiele. Żadnych konkretnych kroków, byłam po prostu wygimnastykowana…
Aleksander co prawda uznał, że robię to świetnie, ja jednak mu przeczyłam i
poprosiłam, by zostało to między nami. Zgodził się, kręcąc przy tym głową, nie
rozumiałam go. Dla mnie taniec był tylko w sferze marzeń, a poza tym był
sposobem na wyładowanie niepotrzebnej energii.
A jaka ta energia była wtedy? Chyba
nagromadzenie złości na mamę. Sama nie wiedziałam dlaczego, bo już od dłuższego
czasu byłam przyzwyczajona do tego, że traktuje mnie zdecydowanie gorzej niż
Lenę… a jednak, jednak denerwowała mnie niesprawiedliwość. Nie tylko wobec
mnie, ale wobec kogokolwiek, dlatego ludzie często denerwowali się na mnie. Po
prostu każdemu potrafiłam wytknąć to, że jest niesprawiedliwy wobec drugiej
osoby, a szczerość czasem boli lub… denerwuje.
Ale niesprawiedliwość każdy z nas ma w
genach. W końcu nawet ja części ludzi nie lubiłam z miejsca. Jak to jest, że
jednych kocha się za nic, innych za to samo nienawidzi?
Po takich rozmyślaniach zaprzestałam
tańca, wyłączyłam muzykę i poszłam zjeść obiad przygotowany przez panią Urszulę.
Był naprawdę smaczny, zastanowiłam się czy moja mama byłaby w stanie taki
przygotować. Wątpiłam w to, po całym dniu pracy w firmie w papierkach nie
umiałaby skupić myśli na czymś innym niż relaksującej kąpieli lub zakupach w
sobotę – jej wolnym dniu. Dziwiłam jej się, z opowieści babci pamiętałam, że
gdy była młodsza kochała szyć i postanowiła zrobić z tego biznes. Założyła
własną firmę, szyjącą ciuchy, było coraz więcej pracowników, a matce szło
bardzo dobrze w tym biznesie. A czy tata byłby w stanie cokolwiek ugotować? Nie
wiedziałam czy umiałby cokolwiek oprócz zarządzania sklepem z obuwiem. W sumie
to praktycznie mogłam ubierać się za darmo – z jednej strony buty, z drugiej –
ubrania.
Nie chciałam, w przeciwieństwie do Leny.
U mojej mamy szyto głównie ubrania typowo dziewczęce, a u taty nabywałam tylko
trampki, bo wystarczały mi one i glany. A z ciuchów wolałam czarne spodnie i
jakieś bluzki, nawet kolorowe. Spódniczki i sukienki zakładałam możliwie jak najrzadziej,
na dyskoteki szkolne nie chodziłam w ogóle.
Nie żałowałam, bo nie było czego.
Po zjedzeniu obiadu zarzuciłam na siebie
cienką, czarną kurtkę, założyłam glany i wyruszyłam do kawiarenki niedaleko
mojego domu. Tam sprzedawali najlepsze lody i tam miałam spotkać się z
chłopakami.
Przybyłam wcześniej na miejsce
spotkania, ale chłopcy już tam byli.
-
Spóźniłam
się? – zapytałam ich, nieco przestraszona.
-
Nie,
jesteś przed czasem…
-
Wy
też. Dlaczego? – spojrzałam zdziwiona na Konrada.
-
A
tak jakoś, raz chcieliśmy się nie spóźnić – wyjaśnił mi Nitka.
-
Aha,
tak, rozumiem – zrobiłam wielkie oczy, bo nie rozumiałam. Spojrzałam na ludzi
przechodzących ulicą.
-
Zaprosiliście
go?! – szepnęłam.
-
Tak
– uśmiechnął się Fifi.
-
Jak
coś, to mnie tu nie było, szlaban mam – szepnęłam w konspiracji i odskoczyłam
od stolika na zewnątrz, po czym pobiegłam tyłem, przeskoczyłam niski, biały płotek
i obrałam kierunek, który miał zaprowadzić mnie do domu.
Wpakowałam się… Kłamstwo zawsze wyjdzie na jaw – przebiegło mi przez myśl. Krzaki
przez które biegłam – a później szłam – denerwowały mnie i spowalniały mój
rytm. Nie miałam ochoty wracać do domu, bo po prostu nie miałam tam co robić.
Kolejna kłótnia z Leną? Zamknięcie się w pokoju i siedzenie z laptopem na
kolanach? Chociaż pierwsza opcja wydawała się ciekawsza – wybrałam tę drugą. A przecież ona nie wyklucza kłótni… -
pomyślałam i miałam nadzieję, że nie zrobiłam tego w złą godzinę.
*
Witam. Tym rozdziałem mogłam Was zanudzić i za to przepraszam, ale chciałam Was trochę wprowadzić w świat Flawii; sama przy ponownym czytaniu myślałam, że umrę z nudów...
Niemniej jednak czekam na Wasze opinie i pozdrawiam Was serdecznie.
PS Tę p i o s e n k ę męczę już od kilku dni. Polecam.
Niemniej jednak czekam na Wasze opinie i pozdrawiam Was serdecznie.
PS Tę p i o s e n k ę męczę już od kilku dni. Polecam.
Oho, wczoraj uzupełniłam braki a dziś już nowy rozdział :D
OdpowiedzUsuńCzy ja wiem, że ten rozdział nudny jest. No, nie dzieją się jakieś wielkie rzeczy, ale wiadomo, że musi być trochę opisów itp ;)
Mi się podoba. :D Fabian lubi Flawię, a ta boi się miłości i zmiany.. No trudno, w przyszłości pewnie jej się zmieni ;) A Fabian wydaję się sympatycznym chłopakiem, ale i tak Aleksander >>>>>
Pozdrawiam ;>
Ja tam się cieszę, że wprowadzasz nas w świat dziewczyny. Znamy jej styl bycia, myśli, uczucia.. to jest fajne. :) Przypomniały mi się czasy kiedy i ja rozpoczynałam liceum.. poznawanie nauczycieli, przedmiotu i ta niewiedza czy nauczyciele będą w porządku czy nie. Myślę, że Flawia sobie poradzi.. nie jest w końcu sama. I ten Fabian. hm, czyżby on ją podrywał? ;> Mam nadzieję, że ona się przełamię i się z nim umówi, wydaje się być w porządku ;D Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń/przewrotnosc-losu/
Wiesz, zgadzam się z opinią powyżej. W każdym opowiadaniu muszą być opisy i to wcale nie czyni rozdziałów nudnymi. Przynajmniej już wiemy co i jak u Flawii. Mi się bardzo podobają takie właśnie rozdziały, więc nie wiem co mogłabym tu napisać. Piszesz poprawnie i ciekawie, dlatego myślę, że będę tu częściej zaglądać. :)
OdpowiedzUsuńW wolnym czasie zapraszam do siebie:
http://wonderland-fanfiction.blogspot.com/
A mi się ten Fabian średnio podoba. Jak dla mnie to on się narzuca i jest wkurzający. Kojarzy mi się z moim kolegą... Ale ma plusa, że nie wstydzi się zagadać do Flawii. Przecież teraz wystarczy zaczepić na FB -.- Ja mam nadzieję, że pod koniec bohaterka zakocha się w którymś z jej przyjaciół :D
OdpowiedzUsuńYh, Fabaian moim zdaniem trochę się narzuca. Powinien trochę odpuścić nie widząc zbytniego zaangażowania ze strony Flawii. Rozdział wcale nie był nudny, przecież to oczywiste, że trzeba czytelnika wprowadzić w świat bohatera. Z niecierpliwością wyczekuję na kolejny rozdział ^^
OdpowiedzUsuńNa początku Fabian wydał mi się fajny. Spodobało mi się to, że podszedł do dziewczyny i przeprosił. Widać było, że chce ją poznać. Wydał mi się miły, sympatyczny, uczciwy. Jednak potem zmieniłam zdanie o nim. Tak jak powyższe osoby, uważam, że się narzucał. Ledwo co ją zna i już chce się z nią spotkać? O nie, nie pasuje mi ten chłopak. Moja sympatia do niego zmalała natychmiastowo. Mam wrażenie, że jest za bardzo pewny siebie. Mam nadzieję, że moja opinia na jego temat zmieni się na lepsze, bo przeczuwałam, że oni zaczną ze sobą kręcić. A teraz to już nie wiem. xd.
OdpowiedzUsuńFajna ta ich wychowawczyni. Wydaje się miłą i sympatyczną kobietą. Dobrze, że ma do siebie dystans. Uczniowie będą mogli się z nią dogadać.
Rozdział według mnie nie był nudny. Może mało się działo, ale rozumiem, że chciałaś nas wprowadzić w życie Flawii. Takie rozdziały są potrzebne. I jak ktoś umie pisać, to te rozdziały są ciekawe. A Ty umiesz. :)
Pozdrawiam ;3
Wcale nas nie zanudziłaś, po prostu wprowadzasz nas stopniowo w świat Flawii :)
OdpowiedzUsuńPoczątkowo, jak inny czytelnicy, uznałam, że Fabian to naprawdę słodki chłopak. Widać, że Czarna wpadła mu w oko - te ciągłe spojrzenia, uśmiechy, na dodatek przeprosił właściwie za nic. Nawet przyjaciele dziewczyny zorientowali się, o co biega :D Ogólnie rzecz biorąc Cymers wydał się bardzo miły, sympatyczny i pełen swobody. Potem nieco zmieniłam zdanie, ale to za chwilę.
Ten nauczyciel matematyki nieco mnie przestraszył ;o Faktycznie sprawia wrażenie osoby z powołaniem, ale sądzę też, że to surowy pedagog i będzie sprawował kontrolę silną ręką. Ale w sumie dobrze, bo jestem pewna, że doskonale przygotuje klasę do matury.
Fabian zdecydowanie się pospieszył z tą propozycją spotkania. Też odniosłam wrażenie, że się narzuca. Widać przecież, że Flawia nie ufa nikomu zbyt łatwo, a ten co sobie myślał ;_;
Trochę przykre, że Czarna nie chce rozwijać swojej pasji bardziej profesjonalnie. Skoro Aleksander widział ją w trakcie tańca i mu się podobało, to faktycznie coś w tym musi być. Będę mocno trzymała kciuki, aby nastolatka kiedyś się przełamała i wzięła udział w jakimś konkursie. Ze swoim ciętym językiem i silnym charakterem da sobie psychicznie radę, a umiejętności pewnie już posiada :D
Zdziwiło mnie, że chłopcy tak łatwo zaprosili Fabiana do swojego grona. Mam wrażenie, że zaledwie po kilku minutach Cymers owinął ich sobie wokół palca i to właśnie mnie wkurzyło xD Obawiałam się, że chłopak gdzieś wpadnie na Flawię i wyda się, że wcale nie ma szlabanu, ale dziewczyna na szczęście uciekła. Nie sądziłam, że ucieczka tak bardzo mnie ucieszy xD
Rozdział przypadł mi do gustu, jak zawsze zresztą. Czekam na piątkę ;*
Rozdział wcale nie był nudny. Czytało mi się go tak samo łatwo jak poprzednie. Podobał mi się przede wszystkim ze względu na postać Fabiana, którego bardzo polubiłam. Główna bohaterka jest dla niego nieco okrutna, kiedy ucina rozmowy i niespecjalnie się stara, aby chłopak ją polubił. Mimo to Fabian się nie zraża i to bardzo mi się w nim podoba, chociaż dziwię się, że nie zaprzestał zagadywania Flawii. Ja na jego miejscu zniechęciłabym się i poddała. Czyżby główna bohaterka miała się zakochać...? Póki co Fabian jest cudowny, nawet przyjaciele dziewczyny to dostrzegają, skoro próbują tych dwoje ze sobą zeswatać. Mam nadzieję, że rzeczywiście coś z tego będzie...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
koszmar-na-jawie
Wcale nas nie zanudziłaś! Strasznie się cieszę, że w życiu Flawii pojawił się Fabian. Jak widać na wstępie, nie traktuje jej jak zwykłej koleżanki, lecz zaczyna czuć do niej coś więcej, tak powoli, małymi kroczkami. Jak widać z chłopakami można się przyjaźnić, ale także ich pokochać. Mam nadzieję, że Kolczasta wreszcie się przełamie i nie będzie się bała ich znajomości. Uważam, że warto ją kontynuować i pielęgnować. Liczę na to, że Fabian nie będzie zazdrosny o jej przyjaciół. Ech, no to wybiegłam w przyszłość.
OdpowiedzUsuńCałe szczęście Czarna powoli odnajduje się w licealnym towarzystwie. Gdyby jej matematyk znał mnie, to z pewnością nie mówiłby, że trzeba pytać o wszystko ^^ Ale to tak swoją drogą.
Rozdział naprawdę mi się podobał. Przepraszam za te opóźnienia i mój nieskładny komentarz. Z opowiadania na opowiadanie Twój styl jest jeszcze lepszy i bardziej płynny. Oby tak dalej :)
Pozdrawiam :*
Jestem! I uwielbiam czytać Twoje rozdziały, są tak lekkie i przyjemne, że jak dorwę się na kompa to mnie relksują ;D Miło byłoby sobie tak porozmawiać z moją wychowawczynią z gimnazjum - była straszną jedzą, a w liceum miałam faceta, to się rozumie samo przez się ;D No i zazdroszczę też Czarnej faceta z matmy, kurcze no geniusz! Widać, że ma powołanie i wie, że nie każdy jest z matmy dobry, na przykład jak ja ;D
OdpowiedzUsuńJak na razie liceum Flawii wydaje się spoko, no i ten Fabian, coś chyba mu się nasza bohaterka spodobała. Coś z tego będzie? Mam nadzieję, że tak ;p
Tylko te spotkanie z przyjaciółmi i to, że Go zaprosili, ciekawe czy zauważył ją w tym miejscu? Na pewno dowiem się w następnym rozdziale, który zaraz przeczytam. ^.^
Według mnie czasem dobre jest napisanie takiego wprowadzenia, co wcale nie musi się wydawać nudne. Ja na przykład w życiu nie pomyślałabym, że taka osoba jak Flawia, słuchająca cięższej muzy, buntowniczka, ma ukryty talent taneczny. Grunt to dobrze stworzona postać, a fabuła się obroni :)
OdpowiedzUsuńFabian wywołuje u mnie mieszane uczucia. Trochę jest upierdliwy, pieszczotliwie to ujmując, ale Czarna też dziwnie się zachowuje, jakby on był dla niej złem koniecznym... No ok, lecę do kolejnego.