piątek, 7 czerwca 2013

Rozdział trzeci



 "Trzeba chcieć istnieć dla drugiego człowieka, by móc istnieć dla samego siebie"

 

Mój budzik podziałał jak należy – to znaczy obudziłam się jeszcze przed Leną i rodzicami. Kusiło mnie, by zamiast wziąć prysznic, wyjść na spacer, ale nie mogłam pójść do szkoły z potem na całym ciele, więc skorzystałam z łazienki i pozwoliłam się sobie zrelaksować. Z racji tego, że miałam mokre włosy, po kąpieli bez skrupułów włączyłam suszarkę. Już po chwili słyszałam jak Lena dobija się do drzwi łazienki na dole – tak, specjalnie dla siostry tam wzięłam prysznic. Na górze zresztą była tylko wanna, więc miałam wytłumaczenie, nikt nie mógł się doczepić. Zignorowałam gniew dziewczyny i w dalszym ciągu suszyłam włosy. Po kilku minutach skończyłam, a Lena rzuciła się na mnie.
-          Flaw, rąbnęło cię coś?! – wyszeptała. – Jest szósta trzydzieści, do szkoły mamy na ósmą, co ty robisz?!
-          Mówiłam ci… nigdy nie zwracaj się do mnie „Flaw”! – powiedziałam, w dość brutalny sposób odpychając ją od siebie.


Poszłam spokojnie na górę, do swojego pokoju, zakładając czarne rurki i podkoszulkę z nadrukiem mojego ulubionego zespołu w tym samym kolorze, co spodnie. Na szczęście w liceum nie obowiązywały mundurki i dziękowałam za to w myślach dyrektorowi. On z pewnością nie wyglądał na człowieka, którego obchodziły zasady, był ponad to i umiał dobrze żyć. I cieszyło mnie to, czułam, że to może jedna z osób w szkole, które polubię. Miałam nadzieję, że uczył jakiegoś przedmiotu, chciałam poznać jego metody – liczyłam na to, że będą niekonwencjonalne. Włączyłam muzykę i chociaż chciałam zrobić na złość wszystkim, to podłączyłam słuchawki i włożyłam je sobie do uszu.
Odwieczny konflikt z rodzicami… niby wiele nastolatek mówi, że ma dosyć swoich rodziców, ale ja? Ja miałam ich powyżej uszu. Ja ich po prostu nie lubiłam. Nie mogłam mieć dla nich nawet odrobiny szacunku, skoro traktowali mnie jak śmiecia. Wiecznie byłam porównywana do starszej siostry, a chyba nikt nie lubi porównywania, dlaczego więc miałam to znosić? Gdy byłam młodsza na każde złe słowo kładłam po sobie uszy i starałam się jeszcze bardziej, by tylko zadowolić rodziców. Gdy skończyłam dwanaście lat uznałam, że dość tego, bo choć nie wiem jakbym się starała – Lenka i tak była lepsza. Ładniejsza. Mądrzejsza. Grzeczniejsza.
Kochana córunia – prychnęłam w myśli.
I nie to, że nie znosiłam jej, bo zazdrość odbierała mi rozum, ale dlatego, że była zwyczajnym kablem. Gdy ona zrobiła coś złego – po siostrzanemu ją kryłam, ale ona nie, zawsze przyznawała się do winy, a ja jeszcze dostawałam burę. A gdy ja cokolwiek zrobiłam i chciałam ukryć szkody, a przechodząca Lena widziała to - od razu w ekspresowym tempie szła do mamy, byle tylko powiedzieć, że coś zbroiłam i zasłużyć na nagrodę.
W ten sposób nie znosiłyśmy się już od dzieciństwa. Ona nigdy nie zrobiła nic, żeby poprawić nasze relacje, mimo że wielokrotnie „wyciągałam do niej rękę”, więc zaniechałam tego. Stałam się wobec niej opryskliwa, wredna i wszystkie jej słowa kwitowałam prychnięciem. A jednak gdzieś wewnątrz mnie pozostało to pragnienie bycia lepszej, tej jedynej, ukochanej córeczki. Po co? Nawet gdybym przestała palić znalazłyby się inne rzeczy, za które należałaby mi się nagana. I dlaczego? Bo nie byłam Leną.
Nauczyłam się z tym żyć, jednak czasem denerwowało mnie faworyzowanie mojej starszej siostry. Gdyby nawet ona zapaliła papierosa, zrobiła cokolwiek złego, miałaby wybaczone, bo to na pewno przez pomyłkę, coś by się znalazło, byle tylko ją wytłumaczyć.
Patrzyłam nieraz na Konrada i jego młodszą siostrę – u niego w domu nie było faworyzowania. Młoda coś zmalowała – jej dawali burę. Szpulka coś zrobił – on dostawał karę. Ale mimo wszystko się kochali – Konrad i Zośka; a mój przyjaciel, gdyby ktoś zrobił krzywdę jego małej księżniczce, to chybaby zabił, nie zważając na to, ile osób chciało już ukatrupić jego.
Zresztą, raz już dostał, przez tydzień chodził z wielkim siniakiem pod okiem. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie, bo Konrad nie należał do chłopaków, którzy co tydzień się biją, a mimo wszystko jego przeciwnik dostał bardziej niż on. Nie twierdziłam nigdy, że Szpulce się nie należało, ale to jednak mój przyjaciel, więc od tamtej pory nie lubiłam gościa, który chciał się bić z ciemnowłosym.
Aleksander nie miał rodzeństwa, ale ubóstwiałam jego mamę. Była naprawdę cudowną kobietą, potrafiła wszystko zorganizować tak, że dawała sobie radę sama, bez mężczyzny. Podziwiałam ją za to i naprawdę chciałabym być raczej siostrą Olka niż Leny.
Filip miał starszego, dorosłego już brata, który wielokrotnie pomagał mu w trudnych sytuacjach. Adrian był miłym mężczyzną, niestety zajętym – niestety, bo przecież takiego męża i ja mogłabym mieć.
Z mojej czarnej, przepastnej torby wygrzebałam plan lekcji, zanotowany na nieco pogniecionej kartce. Przy każdym z przedmiotów był napisany numer sali, okazało się, że już w pierwszym dniu mieliśmy mieć dwie lekcje z panią Lalewicz – język polski i godzinę wychowawczą. W sumie ucieszyło mnie to, bo szczupła blondynka nie mogła być wredną i wymagającą niewiadomo czego belferką. Z miejsca ją polubiłam, ale to było przecież pierwsze, być może złudne, wrażenie.
Nie lubiłam oceniać ludzi zbyt pochopnie, więc ocenę pani Lalewicz też sobie odpuściłam. W końcu nie miałam z nią jeszcze lekcji – te kilka godzin spędzonych razem w poprzednim dniu nie mogło mi dostarczyć zbyt wielu wiadomości o tym jak nauczała i czy uczniowie ją lubili. Popytam ludzi – pomyślałam, po czym spojrzałam na zegarek. Zbliżała się siódma, więc zeszłam na dół i poszłam do kuchni, połączonej z jadalnią. Zjadłam jedną kanapkę z serem żółtym i popiłam zwykłą wodą, a żeby umyć zęby poszłam z powrotem na górę, ponieważ dolną łazienkę okupowała Lena.
Gdy zeszłam już na dół ze spakowaną torbą, nawet nie powiedziałam „dzień dobry” tacie, który dopijał kawę. On nie interesował się zbyt bardzo życiem swoich córek, a gdy już to czynił, to w sumie… interesował się tylko życiem Leny. Nie wiem, może nie chciał się denerwować na mnie, bo po co szargać sobie nerwy tak głupią córką jak ja?
Po chwili przez salon przewinęła się mama w poszukiwaniu swojej ulubionej, czerwonej szminki. Gdy przechodziła przez pokój po raz drugi, przywitała się ze mną.
-          Przepraszam, że wczoraj zapomniałam o twoich urodzinach – powiedziała z uśmiechem – ale wiesz, że jestem tak zajęta, że brakuje mi czasu na wszystko. W ramach przeprosin cofam ci szlaban, a tu masz pieniądze, kup sobie coś – wcisnęła mi w rękę sto złotych.
-          Nie, dziękuję – mruknęłam, oddałam jej sto złotych i dodałam: - Brakuje ci honoru, mamo.
Wyszłam z domu, jednocześnie żałując, że moja matka jest bez honoru i ciesząc się, że cofnęła mi szlaban. I tak pewnie bym go nie przestrzegała, zbierając coraz gorsze bury od rodziców. Ostatecznie postanowiłam się cieszyć, bo ich nie lubiłam, więc zgody rodziców do czegokolwiek nie były mi potrzebne ani trochę. Było dwadzieścia po siódmej, a do szkoły miałam piętnaście minut drogi. Lekcje zaczynałam o godzinie ósmej, niepotrzebnie wyszłam z domu tak wcześnie, postanowiłam posiedzieć u Olka i pobawić się z jego zwierzętami, żeby dać mu więcej czasu na przygotowanie się do szkoły. O dziwo – nie musiałam, bo Olek i tak wyszedł wcześniej, kierując się w stronę mojego domu, więc spotkaliśmy się w połowie drogi. Poszliśmy wolnym tempem do domu Konrada i od niego do domu Filipa – i to właśnie tam posiedzieliśmy dziesięć minut, podczas gdy chłopak szukał swoich spodni, biegając po całym domu. W końcu je znalazł – w łazience, na podłodze. Idioci, no idioci mnie otaczają – pomyślałam sobie z uśmiechem na ustach.
Co jak co, ale tych idiotów kochałam. Po przyjacielsku, oczywiście – no bo jak inaczej?
W sumie nie mogłam zaprzeczyć – chyba tak jak każda dziewczyna marzyłam o spotkaniu swojej prawdziwej miłości, jednocześnie rozumiejąc, że z taką miłością wiąże się też ból. Więc tak naprawdę nie liczyłam na spotkanie takiej miłości, tylko o odwzajemnionym uczuciu… Nie tylko ja, ale każda z nas.
I pod tym względem nie różniłam się wcale od innych dziewczyn, mimo że one szukały, pielęgnowały się, wychodziły w różne miejsca, w których mogły spotkać dużo chłopaków, a ja nie. Ja czekałam biernie, nie próbując nawet szukać. Wierzyłam, że uczucie przyjdzie samo, bo w końcu musiało przyjść. Nie chodziło o to, że liczyłam na to, że nic nie będę robić przez całe życie i wszystko będzie za darmo wpadać mi w ręce – po prostu uznałam, że miłość to coś tak ulotnego i silnego jednocześnie, że dopadnie mnie nawet, gdy wcale nie będę jej potrzebować i chcieć.
W drodze do szkoły milczałam, chłopaki w pewnym momencie byli zdziwieni moim przycichnięciem, zawsze przecież wygłupiałam się razem z nimi.
-          Czyżbyś stresowała się nową szkołą? – zagadał Olek.
-          Nie o to chodzi – mruknęłam.
-          A o co?
-          Nieważne – odpowiedziałam na jego pytanie, jednak on, jak na dobrego przyjaciela przystało zatrzymał mnie na chwilę i poczekał, aż chłopaki się oddalą.
-          No mów, przecież widzę, że coś jest nie w porządku, a chłopaki też to dostrzegają. Powiedz mi, może będę mógł ci pomóc – gdy zaproponował swoją pomoc, ja tylko prychnęłam.
-          Nie będziesz mógł mi pomóc, chodzi o…
-          Rodziców? Zgadłem, prawda?
-          Tak, trafiłeś.
-          Konkretnie?
-          Wiesz, niby nie obchodzi mnie to, że tylko Lena się dla nich liczy i dla mnie nawet lepiej, bo w pewnym momencie przestanie ich w ogóle obchodzić, co robię, albo kupią mi własne mieszkanie i każą się wynieść, no i to byłoby fajne, ale jak własna matka w ramach prezentu urodzinowego następnego dnia chce mi wcisnąć stówę i cofa szlaban, to nie jest miło. A Lena zawsze ma wielkie przyjęcie i wiesz, jej przyjaciółki są zapraszane, rodzice je uwielbiają, a o mnie i moich najcudowniejszych na świecie przyjaciołach się po prostu zapomina. Do cholery, no to nie jest w porządku! – zacisnęłam pięści. – O, już mi lepiej – spostrzegłam. – Po prostu ja się zdenerwowałam, nie żeby mi na nich zależało, co to, to nie…
-          Ale mimo wszystko czujesz, że coś jest nie tak, skoro cię nie akceptują i nie doceniają.
-          Ehe – mruknęłam, wkładając kosmyk włosów opadający mi na twarz za ucho. – I że nie doceniają ciebie, Filipa i Konrada, a przecież jesteście cudowni. Bliżsi mi niż właśni rodzice i siostra. I za wami skoczyłabym w ogień, a im ten ogień to jeszcze bym benzyną podlewała…
-          No bez przesady – powiedział, przytulając mnie. – Może byś nie podlewała, ale przeszłabyś obojętnie.
-          Wiesz co? Może nie powinnam ci truć, ale powiem jeszcze jedno: gdy składam im życzenia, już przy mówieniu „wszystkiego najlepszego”, czuję, że kłamię.
-          Oj, Flawia, Flawia… wiesz, że już prawie zapomniałem, jak masz na imię? A przecież jest ładne; do tej pory nie rozumiem co ci się w nim nie podoba.
-          No właśnie – przytaknął mu Konrad. Znajdowaliśmy się już przed gmachem szkoły.
-          Według mnie też jest śliczne – przytaknął Fifi.
-          Wiecie co? Teoretycznie to moja mama, tata i Lena są moją rodziną. W praktyce to wy pełnicie funkcję moich najbliższych. A co do imienia, to jest takie dziwne, niespotykane i za każdym razem gdy się przedstawiam, to ludzie posyłają mi takie spojrzenia, jak wczoraj, gdy wyczytano mnie na listę osób…
-          Jest właśnie niespotykane i dlatego takie cudowne. Nie zawsze to co inne jest złe – uśmiechnął się Konrad.
-          Chłopaki, wiecie co? Jakbyście wszystkie dziewczyny traktowali tak jak mnie, to bez wątpienia byście mieli ich na pęczki.
-          Szkoda, że wtedy stawałyby się naszymi siostrami, no a sióstr się nie wykorzystuje. Znaczy nie w ten sposób, no wiecie.
Olek mruknął coś pod nosem, ale nie usłyszałam, bo rozbrzmiał dzwonek. Spóźnienie na pierwszą lekcję w pierwszym dniu nauki – super… Bo trzeba jeszcze zmienić buty na jakieś trampki, taki nakaz dyrektora. Wpadliśmy do szatni biegiem i jak najszybciej zdejmowaliśmy buty. Z glanami miałam największy problem, ale przebrałam się jako pierwsza, a mimo to solidarnie poczekałam na moją Rodzinę. Przez duże „r”.

 *

Dobry wieczór, dodaję rozdział trzeci, nie wiem co o nim sądzicie, mam nadzieję, że będę się mogła przekonać dzięki waszym opiniom.
Nie wiem co mam tu pisać, więc po prostu:
Pozdrawiam. ;)

10 komentarzy:

  1. Rodzice głównej bohaterki są okropni. Jak można zapomnieć o urodzinach własnego dziecka? Nie rozumiem także, jak to jest możliwe, żeby jedno dziecko kochać bardziej, a drugie mniej i jeszcze tak jawnie to okazywać. Na miejscu dziewczyny nie mogłabym wytrzymać w takim domu. I jeszcze te słowa matki, jakby trochę pieniędzy miało wynagrodzić dziewczynie to, że jej własna rodzicielka zapomniała o urodzinach swojej córki. A duża ilość obowiązków nie jest żadnym usprawiedliwieniem.
    Dobrze, że Flawia ma takich wspaniałych przyjaciół. Nie potrafię nawet zdecydować, którego z nich lubię najbardziej - wszyscy są naprawdę cudowni. Jestem ciekaw, czy Flawia zakocha się w którymś z nich. A może nie będzie się mogła zdecydować i wyjdzie z tego jakaś skomplikowana sytuacja? A może pojawi się jakiś nowy chłopak, o którego przyjaciele dziewczyny będą zazdrośni...?
    Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam
    koszmar-na-jawie

    OdpowiedzUsuń
  2. Chociaż czysto teoretycznie Flawia żadnej krzywdy siostrze nie wyrządza, uwielbiam, jak robi jej na złość choćby takim włączeniem suszarki o wpół do siódmej rano :D Byłoby mi żal Leny, gdyby tylko nie była tak paskudnie perfekcyjna i wbrew pozorom chamska, bo właśnie tak odnosi się do młodszej siostry. Niestety przykro jest wiedzieć, że ten cały konflikt między nimi zapoczątkowali i podsycali przez wiele lat rodzinę. Jak niby dziewczyny ma łączyć dobra relacja, skoro jedna jest wywyższana pod niebiosa, a druga regularnie mieszana z błotem? Nie dziwię się, że Flawia fantazjuje o zamieszkaniu w domu któregoś z jej przyjaciół.
    Matce bohaterki wydawało się, że kasa załatwi problem, niestety - Czarna mogłaby jej wybaczyć brak prezentu, ale nie tego, że w ogóle zapomniała o tym tak przecież ważnym święcie. Naprawdę mi przykro, że Flawii trafili się tacy okropni rodzice... Dobrze, że chociaż jej przyjaciele są tacy wspaniali ;D Naprawdę, uwielbiam tych chłopaków i sama chciałabym spędzić z nimi trochę czasu. Kochają Czarną, wspierają ją w trudnych chwilach, opiekują się nią i robią wszystko, byleby się uśmiechała. Tacy faceci to prawdziwy skarb ;)
    Naprawdę lubię te opowiadanie, może dlatego, że zawsze miałam słabość do obyczajówek ze zwyczajnymi nastolatkami? Sama nie wiem, w każdym razie rozdział mi się podobał i czekam niecierpliwie na więcej.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierwsze część rozdziału przyznam, że mnie lekko rozbawiła. Robienie na złość Lenie i całej rodzinie, uważam nie jest całkiem bezpodstawne. To, że faworyzują Lenę to jedno, a to, że być może chcę zwrócić swoją uwagę to drugie. Uważam, że każdy zasługuje na kochająca rodzinę, która cię wspiera, motywuje, szanuję. W domu Flawi panują dziwne zasady. Na pozór jest dobrze, ale gdyby głębiej się przyjrzeć, można dostrzec rysy.
    Oh, ci jej przyjaciele, ile bym dała, żeby mieć takich oddanych przyjaciół przy sobie, którzy nie zawiodą. Myślę, że to przez nich główna bohaterka daję radę, myślę, że gdyby nie ta banda, dziewczyna mogłaby inaczej, gorzej skończyć, nie mając żadnych wzorców i niczego do stracenia.
    Pozdrawiam. /przewrotnosc-losu/

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach... jak ja lubię twój styl. Jest taki przyjemny. Ja w życiu nie oddałabym stówy, jestem zbyt pazerna na pamiętanie o honorze. Mam nadzieję że rozwiniesz problem Leny, bo jak na razie to Flawia trochę szczeniacko się zachowuje.
    Jeszcze raz: uwielbiam twój styl.
    adelstan-howard

    OdpowiedzUsuń
  5. Co mogę powiedzieć? Super, że w końcu zauważyłam powiadomienia o rozdziałach, bo dalej bym pewnie się zastanawiała dlaczego nikt nic nie pisze? -.-
    Ten i poprzedni rozdział są świetne. I faktycznie - sama ostatnio zauważyłam, że z chłopakami nieraz idzie lepiej się dogadać niż z dziewczynami. Zwłaszcza z takimi, którymi kumpluje się nasza bohaterka. Wydają się naprawdę bardzo sympatyczni i widać gołym okiem, że można na nich liczyć. A Życie byłoby zbyt monotonne, gdyby nie te kłótnie z rodzicami i rodzeństwem. Tylko szkoda, że oni tak się od siebie oddalili, że naprawdę musiałby się zdarzyć cud, żeby mogli znów być jak jedna, normalna rodzina. Jednak mam nadzieję, że uda im się jakoś ze sobą dogadać i zakopać topór wojenny. Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Naprawdę żal mi Flawii. Widać, że dziewczyna podświadomie chce zwrócić na siebie uwagę rodziców. To okropne, że oni tak faworyzują Lenę. Niestety tak dzieje się bardzo często. Sama nie wiem, czy matka i ojciec dziewczyny nie zdają sobie sprawy z tego, że jedna z ich córek czuje się niekochana.
    Czarna już się poddała i nie chce dłużej naprawiać kontaktów ze swoją młodszą siostrą. Rozumiem ją, czasem można stracić cierpliwość. Mam nadzieję, że Kolczasta szybko zaaklimatyzuje się w nowej szkole, w czym pomogą jej chłopcy. Polubiłam ich, jednak nie wydaje mi się, by ich rodziny były tak idealne, jakie są w oczach Flawii. Przecież każdy dom ma swoje wady i zalety.
    Rozdział bardzo mi się podobał. Jestem ciekawa, czy nasza główna bohaterka pokocha któregoś z chłopaków.
    Pozdrawiam ciepło :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział jak zwykle udany, ciekawy i fajny. :D Zrobiło mi się żal Flawii. Niby tak ma gdzieś rodziców, ale chyba gdzieś tam w głębi jest jej smutno, że rodzice mają na nią taką wylewkę. W końcu to rodzice, jakieś uczucia do nich się ma. Nie wierzę w to, by tak totalnie miała ich gdzieś. I chyba nie ma skoro rozzłościła się, gdy matka dała jej sto złoty i żaliła się Olkowi.
    Normalnie jej przyjaciele są zajebiści! :D Ile ja bym dała, by takich mieć. Oni to naprawdę taka jedna, duża Rodzina, "przez duże r". :D
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie. ;)
    http://otchlan-czasu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej! :D
    Na początek przepraszam że nic u Ciebie nie komentowałam. W sumie to nie komentowałam bo nie czytałam ponieważ nie miałam czasu i chęci. ;/ No ale mniejsza z tym, przejdę do oceny tego opka ;)
    Na początek powiem, że bardzo podobało mi się Twoje poprzednie opowiadanie o Berenice. :) Po prostu lubię Twój styl pisania. Jednak na razie to bardziej mi się podoba. Może dlatego, że jest o życiu dziewczyny w podobnym wieku do mojego, a nie z perspektywy dorosłej kobiety..
    Cóż, Flawię lubię, po prostu rodzice kompletnie nie interesują się nią. Ale mam wrażenie że w przyszłości wszystko w jej życiu się zmieni. ;>
    Z całej trójki chłopaków najbardziej polubiłam Aleksandra, ma takie dobre serce, jak to Flawia mówiła. ;) Pozostali też są okej, tacy weseli. :D
    Mam nadzieję, że w szkole nie będzie miała tak źle ;P
    A więc ja czekam na następny rozdział, jeżeli mogłabyś to proszę o wysyłania info u mnie w zakładce "Spamownik". Byłabym wdzięczna. ;)
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział pełen przemyśleń na temat rodziny Czarnej, powiesz szczerze, że strasznie nie lubię jej rozdziców, bo mają cudowną córkę, a myślą tylko i tej starszej. Kurczę no ludzie, czy wy myślicie? Nie dziwie się F. że ma taki stosunek do nich wszystkich. W końcu było powiedziane, że ciągle wyciągała rękę na zgodę do siostry, chciała być jak najlepsza w oczach rodziców, a oni mieli to daleko w d.... W takim razie sama bym skończyła z próbami zażegnania konfliktu skoro na nic to przychodzi.
    Robienie na złość Lenie jest bardzo przyjemne, tak wiem, powinno mi być jej żal, (xD) ale sama sobie na to zasłużyła i ja bym robiła wszystko by jej zwalić dzień, taka już jestem. Co do mamy głównej bohaterki - kobieto, weź się schowaj i przemyśl swój idiotyzm... Gdyby moja mama powiedziała, że nie ma czasu i dlatego zapomniała o urodzinach no i jeszcze wcisnęłaby mi stówę w ręke to byłoby piekło. Pewnie bym kulturalnie, ale w złości powiedziała co myślę o tym co robi, a na sam koniec jeszcze dodała, że tą kasę to ma dać swojej drugiej córuni, której się pewnie bardziej należy.
    Najlepsze co spotkało Czarną, to chyba przyjaciele, zawsze dostarczają jej uśmiechu i spędzają z nią czas, a w dodatku Olek jest taki mega opiekuńczy, czego zazdroszczę ;D Czekam na kolejny Twój rozdział i przepraszam, że nie komentuje regularnie ; *

    OdpowiedzUsuń
  10. Cóż powiedzieć... Takich rodziców nie życzyłabym nawet największemu wrogowi. Rzeczywiście, matce Flawii brak jakiegokolwiek honoru, jakby wszystko, nawet ludzkie uczucia, dało się złagodzić za pomocą pieniędzy... Na szczęście dziewczyna ma swoich kumpli- ile ja bym dała za taką ekipę, która zawsze jest przy mnie:)

    OdpowiedzUsuń

Powiedz, co myślisz ;)