niedziela, 22 września 2013

Rozdział piętnasty


"Ucieczka przed zgodą i dobrymi chęciami nigdy nie przynosi nic dobrego."





Nie chciałam po raz kolejny opuszczać zajęć, dlatego poszłam do szkoły. To miejsce dzieliło się dla mnie głównie na tych, których znałam i lubiłam oraz wciąż obcych, do których podchodziłam neutralnie. Właściwie mało kogo tak naprawdę nie lubiłam – w sumie niewiele osób, które poznałam zalazło mi za skórę. Jedną z nich była Wioletta. Tamtego dnia już od rana dawała mi znać, że ma wobec mnie jakieś plany, jakkolwiek to brzmi. Patrzyła na mnie ze złością widoczną w oczach, a ja uśmiechałam się do niej, starając się zepsuć jej humor jeszcze bardziej. Może to złośliwe z mojej strony, ale zwyczajnie nie umiałam inaczej, po prostu nie znosiłam tej dziewczyny, bo wciąż uważała Fabiana za swojego chłopaka i nie przyjmowała do wiadomości, że on jej nie chciał.
Z drugiej strony to było przecież jasne – była w nim zakochana i nie umiała sobie odpuścić. Czasem zastanawiałam się jak to było, kiedy tworzyli parę, ale nie wiedziałam, czy na pewno chciałam to sobie wyobrażać. W końcu różnie mogło być.
Rozmyślałam też nad tym, co mówili mi chłopcy – czy Fabian rzeczywiście był tylko podrywaczem? Istniało pewne prawdopodobieństwo, przecież plotkę o naszym pocałunku mógł rozpuścić on sam… Nie pytałam go o to, a fakt, że tego nie zrobiłam, tłumaczyłam sobie tym, że i tak by zaprzeczył. Czułam, że to tchórzostwo, bałam się prawdy. W sumie niezbyt miałam ochotę na dochodzenie do prawdy, nikt na podstawie jednego pocałunku (oprócz Katarzyny Miśkiewicz) nie mógł mi wyrobić opinii kobiety lekkich obyczajów; postanowiłam więc to zignorować.
Lekcje dłużyły mi się niemiłosiernie, nawet język polski zdawał się trwać w nieskończoność. Przerwy zaś uciekały tak szybko, że ledwie zauważałam kolejne rozmowy z Filipem, Konradem i Aleksandrem; Fabiana nie było w szkole. Dopiero czwarta z kolei przerwa sprawiła, że czas jakby zwolnił na chwilę. Stałam sama, chłopcy wyjaśniali sobie pewne sprawy z naszą wychowawczynią, chyba dotyczące organizacji uroczystości w naszej szkole, związanej z bliskim początkiem listopada – dniami dotyczącymi pamięci o zmarłych. Podeszła do mnie Wioletta Ambrozińska, która odgarnąwszy namolną grzywkę z czoła, podrapała się po policzku i syknęła w moją stronę:
-          Dziewczynko, wszyscy się ciebie boją, ale ja nie. – Zrobiła grymas, który miał ukazać jej wyższość, ale mnie tylko rozbawił, uśmiechnęłam się więc kpiąco. – Fabian jest mój, rozumiesz?! Z czego się śmiejesz, głupia dziwko?! – Szturchnęła mnie w ramię, a ja nic sobie z tego nie zrobiłam, tylko uśmiechnęłam się jeszcze bardziej drwiąco.
-          Głupia? No cóż, jeśli chodzi o IQ… Lepiej się nie odzywaj, dobrze? Nie sądzę, żebym to ja była mniej inteligentna w tym towarzystwie.
-          W towarzystwie twoich przydupasów może i jesteś inteligentniejsza, ale w moim stajesz się głupią gęsią.
-          Nie denerwuj mnie nawet – warknęłam. Po raz kolejny poczułam szturchnięcie.
-          Fabian jest mój.
-          Tak? To czemu cię nie chce? – zapytałam, a Wioletta popchnęła mnie jeszcze raz.
-          Bo chce się tobą zabawić.
-          I cię nie lubi.
Kolejny dość brutalny dotyk Wioletty na mojej skórze spowodował, że wybuchłam złością i odepchnęłam ją od siebie dość mocno. Dziewczyna jęknęła, a ja zaczęłam rozmasowywać bolące od jej szturchania ramię. Na moje nieszczęście całe zdarzenie widział nasz nauczyciel matematyki. Zabrał nas obie do siebie do klasy i chciał z nami porozmawiać tak, jak z dziećmi z przedszkola – czyli „dziewczynki, przeproście się” i po sprawie. Wioletta założyła ręce na piersi, uznając, że to ja jestem winna całej sprawie i to ja powinnam prosić ją o wybaczenie, ale ja nie zamierzałam tego zrobić. Szanowałam pana Rafała, dlatego też spokojnie wyjaśniłam mu, że nie mam w planach pokojowej rozmowy z Ambrozińską, ponieważ to ona zaczęła, a ja zareagowałam odruchowo; nauczyciel uznał jednak, że nie ma znaczenia, która z nas zaczęła, ważne jest to, która skończy.
Obie byłyśmy zbyt uparte, zatem do klasy została wezwana Elżbieta Lalewicz razem z dziennikiem klasy pierwszej „a”. Weszła, patrząc na nas zdziwionym wzrokiem, zapewne oderwana od własnych zajęć, którymi było zorganizowanie uroczystości. Po chwili w jej oczach pojawiło się coś innego: spokój. Nauczyciel matematyki wyjaśnił całą sprawę, wszystko tak, jak widział, a potem zapytał o naszą wersję zdarzeń. Obie powiedziałyśmy coś innego, dlatego nawet się nie złościli, tylko wpisali uwagi do dzienników i zapowiedzieli powiadomienie rodziców.
No świetnie – pomyślałam. Kolejny telefon do rodziców w tym miesiącu, chyba wyrzucą mnie z domu.
Tym razem niezbyt się cieszyłam na myśl o kolejnej awanturze. Prawdę mówiąc miałam dość atmosfery panującej w domu – było mi ciężko z tym, że nie umiem się dogadać ze wszystkimi, ale z drugiej strony nie chciałam nagle zmienić swojej postawy, bałam się tego, że gdybym znowu stała się otwarta i pokazywała to, co naprawdę czułam, mogłabym zostać cholernie mocno zraniona. Wolałam więc odgrodzić się od wszystkich grubym murem z drutem kolczastym.
Czasem zastanawiałam się, czy nie byłoby mi łatwiej cofnąć czas i spróbować być taką, jak Lena. W końcu tylko tego chcieli rodzice, a ja robiłam dokładnie na odwrót, często nawet nie dlatego, że chciałam, by było im przykro, po prostu nie umiałam zrobić inaczej. A potem wszystko nakręciło się i działało w kółko – rodzice narzekali, ranili mnie, ja chciałam być taka jak siostra, starałam się bardziej, ale znowu coś było nie tak… Do momentu, w którym z premedytacją zaczęłam ich denerwować.
Tym bardziej wściekłam się na Wiolettę, bo kolejna uwaga figurująca przy moim nazwisku nie wróżyła niczego przyjemnego w domu. Miałam dość, bo wieczne kłótnie i złości mnie wykańczały, a jednocześnie nie umiałam postępować inaczej.
-          Flawia? – zagaiła moja wychowawczyni. – Muszę zadzwonić do twoich rodziców, wiesz o tym?
-          Wiem – odparłam i westchnęłam.
-          Z Leną nigdy nie było takich problemów – powiedziała. – Przepraszam, że cię do niej porównuję, ale gdybyś spróbowała być taka, jak ona… zachowywać się tak, jak ona… może nie miałabyś tylu uwag?
-          Nie, ja nigdy nie będę tak dobra jak ona. Nie musi mi pani mówić, że ona jest lepsza, rodzice mi to już dawno powiedzieli.
-          Rodzice?
-          Tak, to takie dziwne? Mają dwie córki: idealną i tę złą, niczym w bajce dla dzieci. Ta idealna jest miła, wesoła, dobrze się uczy i jest śliczna. A ta zła… taka jak ja. – Uśmiechnęłam się krzywo, jakbym właśnie przełykała cytrynę. – Uciekam, bo wzywają na matematykę – przekrzyczałam dzwonek i skierowałam się do klasy.
Zdziwiona mina nauczycielki stała mi przed oczami jeszcze długo po tym, jak zakończyłyśmy naszą rozmowę. Przez nią i zaistniałą sytuację nie mogłam skupić się na lekcji, dlatego też nauczyciel wywołał mnie do tablicy – nie udało mi się tego uniknąć. Mimo moich usilnych prób nie potrafiłam jednak rozwiązać zadania, temat i zagadnienia nie były jeszcze omawiane przez panią Idę na korepetycjach, więc nie byłam w stanie chociażby rozpocząć danego przykładu. Stresowałam się i źle się czułam, a z podpowiedzi chłopców nie byłam w stanie wywnioskować nic.
O dziwo osobą, której usta poruszały się w niemym szepcie, okazała się Wioletta. Spojrzałam na nią niemal zszokowana, ale już po chwili zrozumiałam, że dziewczyna nie zamierza próbować mi pomóc. Byłam na nią wściekła, bo oprócz tego, że zaczepiała mnie na korytarzu zawsze, gdy byłam sama, irytowała mnie w każdym wolnym momencie, mówiła o Fabianie jak o przedmiocie – to chyba podobało mi się najmniej – to teraz jeszcze, krzywiąc usta w kwaśnym i nieprzyjaznym uśmiechu, przekazywała mi jedno: „głupia dziwka”. Ruch jej warg był aż nader wymowny i nie dało się nie zrozumieć tego, co chciała mi powiedzieć.
Uśmiechnęłam się do niej równie „przyjaźnie” i wystawiłam do niej środkowy palec, co chyba nie spodobało się nauczycielowi, który akurat w tym momencie postanowił wyjrzeć zza dziennika, by sprawdzić moje postępy w pracy nad zadaniem.
-          Flawia… Muszę ci mówić, że dostaniesz kolejną uwagę?
-          Sprowokowała mnie – powiedziałam, a po klasie rozszedł się cichy szmer.
-          A ty sprowokowałaś mnie i mimo że naprawdę cię lubię, muszę ci wpisać uwagę.
-          Rozumiem.
-          A zadanie? Rozumiesz je?
-          Nie.
-          Siadaj. – Zakończył naszą dyskusję, a ja podeszłam do swojego stolika i klapnęłam obok Olka, jakby ktoś odebrał mi całą energię.
Droga do domu trwała całą wieczność, szłam tak, jakbym szykowała się na ścięcie. Chłopaki pytali mnie o co dokładnie poszło z Wiolettą, a ja unikałam odpowiedzi, w końcu chodziło o Fabiana. Do tego wolałam się nie przyznawać, bo mimo że byli to moi przyjaciele, to wciąż nie ufali naszemu znajomemu, a poza tym męczyła mnie sprawa z Olkiem. Może powinnam być wobec niego zupełnie otwarta i mówić mu o wszystkim, ale nawet za każdym razem, gdy stałam z Cymersem, a on był w pobliżu, czułam nutkę złości na siebie – Aleksandrowi należało się szczęście, a ja nie umiałam mu tego dać.
Gdy już rozstałam się z przyjacielem mieszkającym najbliżej mnie, byłam jakby wyzuta z energii. Wlekłam się noga za nogą i naprawdę nie odczuwałam satysfakcji z tego, że zdenerwuję rodziców; wiedziałam też, że jeśli tylko zaczną na mnie krzyczeć, irytować się, a nie pytać i spróbować choć raz zrozumieć, nie wytrzymam i będę się odgryzać. Przygnieciona myślą o tym, że znowu wywołam awanturę, usiadłam w salonie na sofie i jedząc obiad oglądałam telewizję. W pewnym momencie przysiadła się do mnie Lena i zaczęłyśmy całkowicie spokojnie rozmawiać – po raz pierwszy od długiego czasu. Opowiedziałam jej o sytuacji w szkole, czym zdziwiłam również samą siebie. Dziewczyna spoglądała na mnie i powiedziała, że całkowicie mnie rozumie i że będzie mnie bronić, jeśli tylko rodzice się wściekną Podziękowałam jej za to i poszłam do siebie do pokoju, w którym odrobiłam prace domowe zadane na następny dzień do szkoły, po czym sięgnęłam po laptopa, co robiłam niezwykle rzadko: nie przepadałam za tą formą rozrywki. Napisałam parę słów w mailu do Ani, która opisywała co u niej i jak trenuje się w „Birds”. Wiadomość od niej ucieszyła mnie bardziej, niż mogłam się spodziewać. To znaczyło, że ktoś myśli o mnie w pozytywny sposób, a to było dla mnie ważne, bo może nie byłam jednak taka zła? Nauczyciel matematyki też przyznał, że mnie lubi, miałam trzech wspaniałych przyjaciół i nie mogłam, nie miałam prawa narzekać. To wszystko przecież świadczyło o tym, że miałam ogromne szczęście w życiu i nie byłam zła.
Zrzucenie winy na rodziców może nie przyszłoby mi tak łatwo, gdyby nie to, że już o godzinie dwudziestej w domu rozległ się głos matki:
-          Flawia! Zejdź na dół. – Posłusznie wykonałam jej prośbę, mimo że niechętnie.
-          O co chodzi? – zapytałam, chociaż doskonale wiedziałam, o czym będzie mowa.
-          O kolejny telefon od twojej nauczycielki. Szarpałaś się z koleżanką – wtrącił ojciec.
-          To ona zaczęła, mówiła o… - Chciałam się bronić, ale szybko mi przerwano.
-          Nieważne jest kto zaczął, ważne jest kto i jak się zachował. A ty zachowałaś się nieodpowiednio, Lena na pewno by tak nie zrobiła.
-          Ojciec ma rację. Jesteś złą córką – dodała matka, a ostatnie zdanie spowodowało, że nagle poczułam się, jakbym została uderzona.
-          Mamo, tato, przestańcie! Ona nie jest zła, ona po prostu czasem sobie nie radzi!
-          Lena, wiele razy już jej broniłaś, tym razem to się na nic nie zda.
-          Ale mamo… Naprawdę, trzeba tylko dostrzec to, że ona wcale nie jest…
-          Wiesz, kochanie, musimy iść jutro po południu do szkoły, poprosiła nas o to jej wychowawczyni. Ona nie umie nic poza sprawianiem problemów, więc jej nie broń. – Stałam tam, ale czułam, jakby mnie nie było. Wyciągnęłam z kieszeni spodni paczkę czerwonych Marlboro i zapalniczkę, po czym odpaliłam jednego papierosa i skierowałam się na górę.
Owszem, wiedziałam, że rodzice nigdy nie byli zadowoleni z tego jak się zachowuję, co robię i z kim się zadaję, ale nie przypuszczałam, że powiedzą mi prosto w twarz, że jestem złą córką. Papieros nie ukoił moich nerwów, więc sięgnęłam po drugiego; czułam się okropnie, jakby ktoś właśnie wyrwał część mnie. Bo gdzieś tam pod tym brakiem wątpliwości, że oni mnie nie kochają i nie chcą takiego dziecka jak ja, kryła się nadzieja, że jednak jestem dla nich ważna, tylko złoszczą się, bo nie odpowiada im moje zachowanie.
Ale byłam okropnym dzieckiem. I nie zasługiwałam na miłość, bo przecież nie umiałam nic.
Więc dlaczego moi przyjaciele mnie kochali? Czy dlatego, że nie znali Leny?
Spojrzałam w swoje odbicie w lustrze. Siedząca na podłodze blondynka z nieobecnym wyrazem twarzy i papierosem w ręku nie mogła być mną, przecież ja byłam dużo bardziej agresywna i na pewno nie wyglądałabym tak niewinnie, jak wrażliwe i delikatne dziecko. To nie mogłam być ja, a jednak właśnie w moich oczach widoczne było coś, czego nie dostrzegałam nigdy wcześniej – wrażliwość, którą starałam się ukryć za wszelką cenę. Podeszłam bliżej lusterka i dotknęłam go dłonią, patrząc w swoje niebieskie tęczówki. Czy zawsze było to tak widać? To, że byłam po prostu zraniona i swoją złość wyładowałam na wszystkim?
Chyba nie. Na pewno nie, przecież rodzice by zauważyli, wszyscy by zauważyli. A nie widział tego nikt, to było chwilowe.
Odsunęłam się od gładkiej powierzchni, która pod wpływem mojego ciepłego oddechu stała się zaparowana. Zaciągnęłam się papierosem i uśmiechnęłam kpiąco, jednak dziwny wyraz nie zniknął z moich oczu; mój „normalny” wzrok powrócił dopiero wtedy, gdy zgasiłam papierosa i usłyszałam pukanie do drzwi.
-          Flaw… To znaczy Czarna – poprawiła się Lena. – Wiesz, pomyślałam, że może chciałabyś porozmawiać, bo rodzice grubo przesadzili.
-          Fajnie, że przyszłaś – odkrzyknęłam jej przez drzwi. – Ale nie chcę o tym na razie rozmawiać – skłamałam. – Może kiedy indziej, okej?
-          Ja… Bo… Okej. Cieszę się, że nie jesteś już na mnie wiecznie zła – usłyszałam nerwowe westchnienie, a potem oddalający się tupot jej stóp.
Chwyciłam za telefon i zaczęłam przeglądać kontakty. Ania, Bartek – mogłam do nich zadzwonić. Przesuwałam wzrokiem po imionach wielu ludzi, zanim pewien kontakt z uśmiechniętym zdjęciem przykuł moją uwagę. Fabian. Wiedziałam, że to właśnie z nim chciałam porozmawiać i spróbowałam uświadomić sobie dlaczego; tego jednak nie byłam w stanie zrozumieć. Chciałam usłyszeć jego wesoły głos i przesadny optymizm. Mimo że zdenerwował mnie tym, co napisał w smsie do mnie, nie mogłam się na niego gniewać. Nie umiałam.
Nie potrafiłam też przejść dalej obojętnie – wybrałam jego numer. Już po chwili usłyszałam to, co chciałam usłyszeć; przyjemny dla ucha głos spowodował, że uśmiechnęłam się, choć może nieco smutno.
-          Halo, Flawia? Nie gniewasz się już na mnie?
-          Nie… i przepraszam za moją reakcję, przesadziłam. Powiesz mi coś?
-          Oczywiście, że tak! – Niemal widziałam jego uśmiech od ucha do ucha.
-          Czy ja naprawdę jestem taka zła?

*

Dziękuję Aivalar za bycie moją Betą!


Flawia jest osobnikiem nadzwyczaj irytującym, wiem. Wiem, wiem, wiem. Ale taka już musi być ;)

A teraz INFO: rozdziały będą się pojawiać co dwa tygodnie, a nie jak wcześniej - co tydzień. Szkoła pochłania większość mojego czasu tak, że nie mam go zbyt wiele na pisanie, a bloga zawiesić nie chcę. Nie lubię też dodawać rozdziałów, nie czytając wcześniej Waszych. Najlepszym więc wyjściem będzie zmniejszyć częstotliwość dodawania rozdziałów.


Pozdrawiam Was serdecznie.

PS
Pytania do bohaterów *klik*
pytania do mnie *klik*

6 komentarzy:

  1. Wiesz, co na obecną chwilę najbardziej wkurza mnie w Flawii? To, że udaje (przede wszystkim przed sobą samą), że Fabian jej się nie podoba, że to tylko przyjaciel i nic ich większego nie łączy, ale kiedy przychodzi co do czego, zachowuje się wobec niego cholernie zaborczo. Nie bronię tutaj zachowania Wioletty, która jest po prostu zazdrosną idiotką, jednak zachowanie Czarnej zirytowało mnie jeszcze bardziej. Zanim zacznie się wykłócać o jakiegoś chłopaka, niech się lepiej upewni, co tak naprawdę między nimi jest, co do niego czuje. Rozumiem, że to nowa sytuacja, ale po prostu ona musi się czasami zastanowić nad tym, co w ogóle mówi i robi.
    Powiedziałabym, że rodzice Flawii znowu mnie rozczarowali, ale jak może mnie rozczarować ktoś, od kogo nie oczekiwałam niczego dobrego? Po prostu spełnili moje oczekiwania. Mój ulubiony fragment tego rozdziału - kiedy Czarna patrzy w lustro i zastanawia się nad własną osobowością. To prawda, w głębi serca jest bardzo wrażliwa i krucha, tylko próbuje udawać taką niedostępną.
    Czekam na ciąg dalszy <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam poprzedni rozdział, jednak postanowiłam, że oby dwa skomentuję w jednej wiadomości pod tym rozdziałem.
    Co do czternastego:
    Jak zwykle bardzo mi się spodobał. To już chyba tradycja. :D Jednak ten był jakiś wyjątkowy. To chyba ze względu na ten fragment filozoficzny na początku rozdziału. Uwielbiam filozofię. Wręcz kocham. Sama lubię sobie pofilozofować, a czytanie takich rozdziałów jest dla mnie wielką przyjemnością. Dzięki Ci za to. <3 Uważam, że we wszystkim masz rację. Mądrze to ujęłaś. O tych barwach. Nie patrzyłam jeszcze tak na to. Fajnie jest poznać nową opinię, która jest bardzo ciekawa i prawdziwa. ;)
    Może i Flawia źle zachowała się w stosunku do rodziców, jednak ja już zaczęłam ją lubić i rozumieć. Nie zdziwiłam się, że tak się zachowała. Ona już sobie nie radzi... Ale o tym później, bo to bardziej będzie pasować do komentarza o piętnastym rozdziale. :D
    Dobrze, że zaczęła już akceptować Lenę. Ona naprawdę się zmieniła. Dobrze, że Czarna dała jej szansę.
    Co do piętnastego:
    Tradycyjnie, bardzo mi się spodobał. :D Fajna była akcja, mówię o Wioletcie, która podeszła do Czarnej. Co za pusta i głupia laska. :D Czarna nic tak naprawdę nie zrobiła, a dostała uwagę. Najchętniej przywaliłabym Wioletcie w nos. :D Zasłużyła sobie.
    Mam wrażenie, że wychowawczyni Flawii zaczyna rozumieć jej problem. Może zadzwoni do jej rodziców? Może jej pomoże? Dobrze by było.
    Fajnie, że Lena broniła Czarnej. Biedna Flawia. Jak oni mogli jej coś takiego powiedzieć? Ona naprawdę cierpi i chyba zaczyna to rozumieć. Może nie cierpieć swoich rodziców, ale na pewno ich kocha, bo to w końcu rodzice. To musi ją naprawdę boleć. Nie chciałabym wiedzieć, że moi rodzice uważają, że jestem zła, okropna, i że tak naprawdę mnie nie chcą. Chciałabym, żeby ktoś pomógł Flawii. Ona tego potrzebuje. Dobrze, że ma Fabiana, ale uważam, że to nie wystarczy. Dlatego liczę na jej wychowawczynię.
    Dla mnie Flawia nie jest już irytująca. Lubię ją i rozumiem.
    Zapraszam do siebie na prolog. :)
    http://marzenia-duszy.blogspot.com
    Pozdrawiam ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba muszę zacząć obserwować blog, bo nie było powiadomienia o tym rozdziale:) A wracam i postawiłam sobie za punkt honoru nadrobienie wszystkich odległości.
    Flawia irytuje mniej niż zawsze. Musi cierpieć, skoro w swoich rodzicach nie ma żadnego oparcia. Do cholery, no przecież nie można kochać jednego dziecka bardziej niż tego drugiego... Powiem ci szczerze, teraz najbardziej denerwuje mnie ta cała Wioletta Ambrozińska. Rozumiem wszystko, zakochanie, miłość, te sprawy, ale zgodnie ze spostrzeżeniami Czarnej, uważam, że traktuje Fabiana, jakby był jakąś maskotką, rzeczą. I jeszcze te niszowe zagrywki w postaci jakichś wyzwisk. Żałosne.
    Flawia chyba jednak przez to wreszcie zaczyna rozumieć, że z Fabianem coś ją połączyło. Mam jednak do tego wątpliwości, bo w końcu w każdej plotce jest ziarno prawdy, hę? Nie ma co gdybać, czekam na dalszy rozwój akcji.
    Przy okazji, u mnie na http://tocowzyciunajwazniejsze.blogspot.com/ pojawił się nowy chapter. Wpadnij, jeśli masz ochotę:)
    Ps: Nauka? Wiem coś o tym:/ Liceum jest ciężkie...

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem z siebie dumna! W końcu nadrobiłam zaległości! Przepraszam, że trwało to tak długo, ale najpierw wyjechałam, a teraz jestem chora.
    Co do ostatnich rozdziałów: Czarnej upiekło się raz, gdy zwiała ze szkoły i mama się o tym dowiedziała. Lena jej pomogła i nie dostała szlabanu, który był naprawdę porządny. Niestety jednak dostała ten szlaban na własne życzenie, gdy zwiała drugi raz. Jeszcze rozumiem, gdyby okazała jakąś skruchę przed rodzicami, to może by ją zrozumieli, a tak to tylko potrafiła się wykłócić i powiedzieć oczywiście, że są strasznymi rodzicami.
    Podziwiam Lenę, że wciąż i wciąż przychodzi do Flaw by porozmawiać, chociaż siostra tak bardzo pokazuje, że ma jej dosyć.
    Co do tego rozdziału: Wioletta jest trochę przykra. Jejku, nie chce jej Fabian i to widać, a ona uważa się chyba za królową swojego bagienka i chce świecić, a jej to nie wychodzi. W tym momencie chyba byłabym gorsza od Czarnej. Gdyby mnie ktoś natarczywie popychał, to dostałby w pysk i tyle. No i nie przeprosiłabym jej za nic.
    Dla mnie uwaga nigdy nic nie znaczyła, bo przeważnie dostawałam za jakieś idiotyczne sprawy, z czego nawet moi rodzice się śmiali. Jednak w przypadku bohaterki, to naprawdę może wyjść źle. Znowu rodzice się wkurzą, a nie będzie to nic przyjemnego.
    I tak szczerze, taka nauczycielka jak Lalewicz, nigdy nie porównuje w taki sposób rodzeństwa.
    Niestety irytują mnie też rodzice, a może to jak są opisani, ja też jestem zawsze tą gorszą córką, ale mimo wszystko to ciągłe "jesteś zła" "Lena zrobiłaby inaczej" "Lena taka nie jest" już doprowadza do szału. Chyba nie są aż takimi idiotami, by nie zauważyć, że to właśnie jeszcze bardziej wkurza Czarną?
    Mam nadzieję, że w końcu się to zmieni : ) Czekam na kolejny rozdział. Niech się w końcu Flaw poprawi :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozumiem, że masz dużo nauki. Ja też dodaję rozdziały co miesiąc, bo nie wyrabiam. Najpierw należy skupić się na szkole, bo pisanie nie zapewni nam godnej przyszłości, niestety :) Nie zawieszaj bloga, nawet jeśli między notkami będą duże odstępy czasowe, nie poddawaj się. Ja będę czytać ;)
    Zdałam sobie sprawę z tego, że rodzice Flawii irytuję mnie jeszcze bardziej, niż ona sama. Ciągle tylko: "Lena, Lena, dobrze, dobrze. Flawia - źle, nie jesteś taka, jak twoja siostra". Da się zwariować, uwierzyć w ich puste słowa. Przecież każdy jest na swój sposób wyjątkowy, a oni wręcz zabijają w swojej córce tę cechę. Mam nadzieję, że wreszcie przejrzą na oczy, bo jeśli oni się zmienią, Czarna również.
    Z rozdziału na rozdział coraz bardziej lubię Lenę. Dziewczyna nie jest taka, na jaką wygląda. Potrafi postawić na swoim i bronić swojej siostry. Wyrosła z donoszenia na nią rodzicom. Cenię ją za to :)
    Jaka dzika ta Wioletta... mogłaby wreszcie odpuścić. Zachowuje się gorzej niż Flawia. Jest strasznie rozkapryszona.
    Swoją drogą uważam, że nauczyciele nie powinni wpisywać uczniom uwag za pokazanie sobie środkowego palca. Lepsze to niż jakieś bójki.
    Zaczynam dostrzegać drobną zmianę w zachowaniu Czarnej, oczywiście na lepsze. Dziewczyna wreszcie zrozumiała, że w środku jest małym dzieckiem wołającym o pomoc, której potrzebuje. Liczę na to, że za niedługo zostanie wysłuchana.
    Rozdział jeden z moich ulubionych, szczególnie dzięki zmianie w zachowaniu głównej bohaterki. Już nie mogę doczekać się dalszego ciągu ;* Pisz szybko!

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam i przepraszam za dluga nieobecnosc. Rozdzialy nadrobilam wiec powiadamiaj mnie dalej.
    Mile mnie zaskoczylas tymi rozdzialami. W zyciu Flawii sporo sie dzieje. Uwazam ze jej rodzice zdrowo przesadzaja. Nie chcialabym byc na miejscu bohaterki. Widac ze cierpi.
    Wybacz, nie napisze dlugiego, kreatywnego komentarza bo nie mam nastroju. W kazdym badz razie czekam na ciag dalszy :*
    (Hope)

    OdpowiedzUsuń

Powiedz, co myślisz ;)