poniedziałek, 24 czerwca 2013

Rozdział piąty


"Ratując jednego człowieka, ratujesz cały świat"




-          Jak tam szlaban? – zapytał Fabian. Uśmiechał się przy tym zawadiacko – czyli albo mnie widział, albo chłopaki mu powiedzieli. Chociaż w to drugie raczej wątpiłam.
-          Ma się dobrze. A co?
-          A nic, nic, bo wczoraj widziałem, że jakiś taki złamany chodził – w dalszym ciągu uśmiechał się łobuzersko.
-          Miał gorszy dzień – odparłam.
-          A tak serio, no to było wredne – powiedział, a ja pomyślałam: Wreszcie zszedł mu z twarzy ten jego irytujący uśmiech.
-          Wiem. Przepraszam. Po prostu nie lubię umawiać się z ledwo poznanymi ludźmi… wiesz, raczej nie przepadam za takim stylem bycia. Wolę kogoś najpierw poznać, hm… na przykład w szkole – jąkałam się, bo zrobiło mi się trochę głupio, ale po chwili rozwiałam to uczucie. – Mam nadzieję, że to cię nie obraziło.
-          Wybaczam – uśmiechnął się.
Denerwował mnie.
Wszystkim. Tym swoim uśmiechem, stylem bycia, każdym słowem. Mimo że był miły nie potrafiłam go przetrawić. Nie chciałam go polubić, nawet gdybym chciała, nie mogłabym. Po prostu są tacy ludzie, którzy od samego początku irytują człowieka i nawet nie chce się tego zmieniać, bo wie się, że to z góry skazane jest na porażkę. Tak właśnie było ze mną i z Fabianem, wcale nie miałam ochoty na rozmowy z nim, ale on przychodził co drugą przerwę i rozmawiał ze mną. Głupio mi było odmówić, więc po prostu z nim rozmawiałam. Olek patrzył wtedy na mnie z czymś dziwnym w oczach i wyłączał się z konwersacji.
Miałam wrażenie, że chłopcy próbowali mnie wyswatać z Fabianem. Nie miałam zamiaru poddać się tym działaniom, bo w końcu to moje życie i nie chciałam być z kimś, kto mi nie odpowiadał. Z kimś, kto był tak irytujący jak ten chłopak!
Już po kilku dniach szkoły denerwowałam się za każdym razem, gdy tylko widziałam, że zmierza w moim kierunku. Kilkukrotnie nawet uciekłam do łazienki, byleby nie musieć z nim rozmawiać… Miałam także proponowane spotkanie, ale za każdym razem odmawiałam. W pewnym momencie zaczęłam rozważać, czy gdybym zgodziła się na wyjście z nim – może by odpuścił…? Przez kolejne lekcje i przerwy starałam się skupić i przemyśleć tę opcję.
Jeśli da mi spokój? Zgodzę się na to całe spotkanie, odczepi się, na pewno!  ­– myślałam na matematyce.
W międzyczasie złapałam złowrogie spojrzenie Wioletty. Nie miałam pojęcia o co jej chodziło, wiedziałam tylko, że jej piwne oczy błyskają złymi iskierkami; postanowiłam się tym nie przejmować. Zaczęłam rysować z tyłu zeszytu jakieś bazgroły. Mimo iż od rozpoczęcia roku minęło dopiero kilka dni, ja już zaczęłam ignorować nauczycieli i już wiedziałam, że nie będę się uczyć na piątki.
-          …a może tym razem panna Wilkowska powie jaki wyszedł jej wynik w zadaniu piątym? Widzę, że jesteś chętna do rozwiązania na tablicy – uśmiechnął się nauczyciel. Patrzył zza oprawek okularów i w jego oczach rozpoznałam zawadiackie błyski, które wielokrotnie widywałam u chłopców z mojej bandy, gdy coś zbroili.
-          A może jednak nie? – zapytałam, błagalnie patrząc na nauczyciela.
-          Nie, no przecież widzę, że się rwiesz – uśmiechnął się łobuzersko. Musiałam przyznać, że jak na nauczyciela był niezłym ciachem. No i był chyba lekko po trzydziestce.
-          No tak, coś czułam, że się dzisiaj zgłoszę – mruknęłam, wbijając wzrok w podręcznik. Zamknięty, nawet nie wiedziałam jaki temat robimy. Olka nie było w szkole, więc nie mógł mi podpowiedzieć. Przelotnie spojrzałam po klasie i dojrzałam złowrogi uśmiech Wioletty. Musiałam dowiedzieć się o co jej chodziło. – Ale ja… muszę? – zapytałam smutno. Na mężczyzn zawsze działało takie spojrzenie niewinnego dzieciaka.
-          Niestety, przecież widzę, że nie uważasz na lekcji – powiedział, a uśmiech zniknął mu z twarzy. – Dobra, nie zrobisz tego zadania, przecież wiem. Uważaj na lekcji, to może się już dzisiaj nie zgłosisz na ochotnika.
-          Dobrze – uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
Otworzyłam podręcznik, a mimo to nie skupiałam się na lekcji. W zeszycie rysowałam jakieś bazgroły, ale z perspektywy nauczyciela wyglądało to zapewne jak skrupulatnie robione notatki, prawda jednak była taka, że nie rozumiałam nawet jednego zadania z tematu omawianego na lekcji. Powodowane to było zapewne moimi brakami z gimnazjum. Normalnie nie przejęłabym się tym, ale postanowiłam porozmawiać w domu z rodzicielką na temat jakichś korepetycji, które zapewne by mi się przydały. Rodzicielka, w ogóle jak to brzmi? Bezosobowo, ale wówczas uznawałam to słowo za jedyne słuszne. Ona mnie tylko urodziła.
Nigdy nie czułam się kochana. Ani akceptowana. Cała uwaga skupiana była na Lenie…
Moje przemyślenia przerwał dzwonek, ale ucieszyłam się z tego powodu. Czułam, że coraz bardziej rozczulałam się nad sobą, a tego nie chciałam. Spakowałam książki do torby i z klasy wyszłam ostatnia… właściwie to prawie wyszłam. Zatrzymał mnie przyjazny głos nauczyciela.
-          Nie lubisz matematyki, prawda?
-          Nie przepadam – uśmiechnęłam się. Postanowiłam być szczera.
-          Żeby nie powiedzieć, że jej nie znosisz… - uśmiechnął się.
-          W sumie to tak. Lubię matematykę, kiedy ją rozumiem. I dlatego nie lubię matematyki – odwzajemniłam grymas.
-          Potrzebujesz korepetycji. Poproś jakiegoś kolegę lub koleżankę bardziej rozgarniętego w sprawach matematyki. Jeśli nie znajdziesz nikogo, możesz zgłosić się do mnie – uśmiechnął się po raz kolejny. – Idź na przerwę, nie zabieram ci czasu.
-          Do widzenia – powiedziałam grzecznie i wyszłam z klasy.
Nie uszłam daleko, bo okazało się, że pod salą czekał na mnie Fabian.
-          Hej. To jak, może jednak się ze mną umówisz?
-          Okej. – odpowiedziałam, chociaż miałam ochotę jęknąć „O Jezu, odczep się”, nie zrobiłam tego. Nie chciałam, żeby chłopak uznał mnie za niemiłą.
-          No to jak, może jutro po południu?
-          Dobra, może być. – chłopak uśmiechnął się. – Może tam gdzie serwują te dobre lody, no wiesz… Hm, w…
-          W Chomiczku – uzupełniłam. – Ale to nie brzmi dobrze. Czyli po prostu tam, gdzie serwują pyszne desery lodowe.
-          No dobra, dobra, czyli piątek po południu.
-          Jutro po południu – uściśliłam i oddaliłam się od chłopaka, żywiąc nadzieję, że nie pójdzie za mną.
Podeszłam do Filipa i Konrada, którzy znacząco na mnie spojrzeli. Powstrzymałam ich słowa ruchem ręki, aczkolwiek ich uśmiechy były na tyle uporczywe, że w końcu odezwałam się jako pierwsza.
-          No co?
-          Zakochał się. Jak nic. W naszej siostrze – skwitował Konrad.
-          No właśnie. Ale jak cię zrani, to będzie trzeba go ukarać – rzucił Fifi i uśmiechnął się.
-          Nie zrani mnie, bo ja się w nim nie zakochałam. Poza tym on we mnie pewnie też nie…
-          No nie, w ogóle. A patrzy się na ciebie w ten sposób, bo cię zwyczajnie lubi, hm? – mruknął Szpulka.
-          Oj, zamknij się. To nic takiego. Po prostu zaprosił mnie do Chomiczka, ale spławię go.
-          Jego? Nie sądzę. Zresztą – idę do Tatiany, bo z tego co widzę, nasz kochaś zmierza w twoim kierunku – rzucił Fifi.
-          Ja też się zmywam – powiedział Konrad, ale ja spojrzałam na niego z dezaprobatą.
-          O nie. Ty zostajesz.
*
W piątkowe popołudnie nie za bardzo wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Nie wynikało to z tego, że stresowałam się spotkaniem z Fabianem w jakikolwiek sposób, ale po prostu nie wiedziałam co mam zrobić, żeby spławić tego chłopaka. Z drugiej strony – dlaczego tak mi na tym zależało? Postanowiłam być naturalna.
Włożyłam grubą, czarną bluzę z białym kotem z przodu, czarne rurki i zwykłe adidasy. Włosy splotłam w warkocz opuszczony na prawe ramię. O równej szesnastej pojawiłam się w Chomiczku, zajmując jeden ze stolików na zewnątrz, przy którym siedział już chłopak. Jego zielone spojrzenie przeszyło mnie; początkowo pozostał poważny, ale nie utrzymał tego stanu długo – już po chwili uśmiechał się do mnie. Miał urocze dołeczki, które z pewnością powodowały u niektórych dziewczyn palpitacje serca, ale nie u mnie. Nie wiedziałam dlaczego. Po prostu się do niego uprzedziłam – pomyślałam i wiedziałam, że to prawda. Usiadłam wygodnie na krzesełku, słysząc jak w kieszeni bluzy pobrzękują mi drobne monety. Założyłam nogę na nogę i odwzajemniłam uśmiech chłopaka. Przez chwilę trwaliśmy w milczeniu, nie mówiąc sobie nawet głupiego cześć. Zastanawiałam się, czy mam cokolwiek powiedzieć, ale uznałam, że poczekam aż on się odezwie.
W istocie, już po chwili rozpoczął naszą rozmowę słowem „Cześć”. Zabrzmiało to strasznie sztywno, jakbyśmy w szkole w ogóle nie zaczynali konwersacji tym słowem… Właściwie to jakby on nie zaczynał, przecież to on zawsze podchodził, próbował nawiązać jakiś kontakt.
Może o to mi chodziło – nie lubiłam, gdy ktoś mnie nagabywał. Wolałam móc za kimś zatęsknić, wolałam musieć czasem rozpocząć konwersację. Zmierzyłam chłopaka spojrzeniem, gdy poszedł zamówić lody, zastanawiałam się, czy powinnam jeść, ale uznałam, że dbanie o moją formę odłożę na później. Poprosiłam o orzechowe, Fabian nawet nie chciał słyszeć o oddawaniu pieniędzy. Był ubrany normalnie – miał zieloną bluzę z wykrzyknikiem i dżinsy. W takim wydaniu widywałam go zazwyczaj, zresztą inne do niego nie pasowało, nie wyobrażałam go sobie w białej koszuli, mimo że przecież był tak ubrany w pierwszym dniu szkoły. Wolałam oglądać go w zwyczajnej bluzie.
Gdy spoglądałam w jego kierunku podczas gdy on czekał na nasze lody uświadomiłam sobie, że tak naprawdę nie wiedziałam o nim nic. To on zadawał pytania, na które ja niechętnie udzielałam odpowiedzi. Dlatego na spotkaniu postanowiłam dużo pytać i przede wszystkim słuchać.
No i zmienić swoje nastawienie do chłopaka, bo przecież uprzedzenia to nic dobrego. Tym bardziej, że opierałam je na potknięciu się Fabiana na sznurówce. Nawet nie wiedziałam, czy chłopak miał rodzeństwo…
Spojrzałam w dół, gdy szedł z powrotem. Na jego nogach znajdowały się nieodłączne trampki, które oczywiście miały rozwiązane sznurówki. Uśmiechnęłam się bezwiednie, zastanawiając się, czy on je w ogóle wiąże.
-          Wiążesz? – zapytałam, gdy już usiadł przy stoliku. Nie zrozumiał mojego pytania, a jego zdezorientowane spojrzenie mnie rozśmieszyło, więc się po prostu zaśmiałam. – Sznurówki, czy wiążesz? – powtórzyłam z uśmiechem.
-          Eee… właściwie to zawsze zapominam – uśmiechnął się zakłopotany.
-          Masz rodzeństwo?
-          Tak, mam młodszą siostrzyczkę – rozpromienił się. – Ma na imię Olga i jest sześciolatką. Ciągle zadaje pytania, na które często nie znam odpowiedzi. No i mimo że czasem mnie denerwuje, to kocham ją jak nie wiem – uśmiechnął się. – A ty?
-          To fajnie, że chociaż ty masz taką kochaną siostrzyczkę – odwzajemniłam jego grymas. – Natomiast u mnie to ja jestem tą młodszą i gorszą przy okazji. Lena jest ideałem dla rodziców i kablem dla mnie – uśmiechnęłam się. – Masz jakieś zwierzęta? Co lubisz robić?
-          Niestety nie mam zwierząt, Olga ma alergię na wszelką sierść, a jaszczurek i innych tego typu zwierząt się boi. Uwielbiam czytać książki; tak, wiem, jak na chłopaka to dziwne, ale naprawdę kocham to robić. Poza tym jeżdżę na rolkach, słucham rocka i zajmuję się siostrą. No i się uczę, ale to mniej chętnie – roześmiał się. – Fajnie wyglądasz w warkoczu, czesz się tak częściej – uśmiechnął się, ukazując dołeczki w policzkach, a ja zarumieniłam się.
-          Naprawdę? – zapytałam.
-          Tak, w ogóle jesteś ładną dziewczyną – sprawił mi komplement, a ja nie wiedziałam co mam odpowiedzieć.
Nikt nigdy nie mówił mi komplementów, bo chłopaki z mojej paczki byli jak bracia, a z innymi się nie umawiałam. Poza tym nie uważałam się za jakąś wybitnie piękną, wiedziałam co mam robić, by wyprowadzić mężczyznę z równowagi, ale nie wykorzystywałam tego za często, bo nie miałam na kim i nie miałam po co.
W pewnym momencie do Chomiczka weszła moja siostra razem z jej przyjaciółką. Zapewne miały wejść do wewnątrz restauracji, ale zobaczywszy mnie i Fabiana usiadły przy stoliku obok. Pomyślałam, że Lena nie da mi spokoju nawet poza domem, więc po prostu po zjedzeniu lodów wstałam i pociągnęłam ciemnowłosego za rękę. Poszliśmy pospacerować po ulicy i porozmawiać. Wcale nie musiałam udawać naturalnej, bo zrozumiałam, że Cymers to naprawdę miły chłopak.
-          Właściwie dlaczego Czarna?
-          Dlatego, że to mój ulubiony kolor i zazwyczaj chodzę w ubraniach tej barwy… - wskazałam na mój strój.
-          A Kolczasta?
-          To od pieszczochy, bo miałam ją zawsze przy sobie. Ostatnio mi się zgubiła, muszę kupić nową… - rzuciłam.
-          Po co? Aż tak lubisz ćwieki?
Potwierdziłam. Na chwilę zapadło milczenie. Później dowiedziałam się, że Wioletta Ambrozińska to była Fabiana i cały czas próbuje go nakłonić do powrotu to ich związku, a także tego, że do liceum w Sparyniu poszła tylko dlatego, że on tam poszedł. Chyba miałam rozwiązanie, dlaczego ta dziewczyna mnie nie lubiła.
I rozwiązanie, dlaczego nie lubiłam dziewczyn. 

*

Nie jestem zbyt zadowolona z tego rozdziału. Owszem, są fragmenty, które lubię, ale są też takie, które mnie irytują.
Fabian jest irytujący, czy to tylko mnie się tak wydaje? :D

Pozdrawiam Was serdecznie. Trzymam kciuki za Wasze średnie! <3

5 komentarzy:

  1. Nie wiem jak inni, ale ja nie mam nic do Fabiana. Jest zbyt nachalny, ale jeśli dziewczyna mu się podoba, to dlaczego nie miałby dopiąć swego i do skutku próbować się z nią umówić. Z tego co Czarna zauważyła trafnie uprzedzenia mogą nam tylko zaszkodzić. Fajny rozdział, nie dość, że dowiadujemy się co nieco o Flawi, to jeszcze o Fabianie. Mam nadzieję, że ich znajomość pójdzie w dobrym kierunku i żadna Wioletka im nie przeszkodzi ;P Pozdrawiam.
    /przewrotnosc-losu/

    OdpowiedzUsuń
  2. Fabian irytował mnie przez większość rozdziału, ale pod koniec coś się jednak zmieniło. Ale wszystko po kolei ;D
    Ja na miejscu Cymersa byłabym bardziej zdenerwowana, gdyby ktoś mnie unikał, zasłaniając się szlabanem, którego w rzeczywistości nie ma. Ale w sumie powinien zrozumieć, że jest dla Flawii kimś obcym, a ona przecież nie ufa ludziom tak łatwo. Mimo wszystko to jego nagabywanie na przerwach musiało być strasznie wkurzające. Z jednej strony to nawet przyjemne, że tak się starał przekonać Czarną do siebie i poświęcał jej mnóstwo uwagi, ale z drugiej zmienił się w coś na kształt prześladowcy. Niemniej bardzo mnie bawiły uniki bohaterki, biedna nie wiedziała już, gdzie ma się przed nim schować :D Ostatecznie jednak zgodziła się pójść na randkę z Fabianem. Chociaż to nie była do końca randka.
    Podczas tego spotkania poczułam przypływ sympatii do Cymersa. Wydaje się skromny i sympatyczny, a przy tym uroczy. Tym razem wcale się nie narzucał, po prostu prowadził z Flawią luźną rozmowę. Pojawienie się Leny obudziło moje złe przeczucia, na szczęście jej młodsza siostra postanowiła się ulotnić. Mimo to wydaje mi się, że Lena będzie teraz rzucać chamskie uwagi na temat spotkania Kolczastej z chłopakiem.
    Jestem ciekawa, co wydarzy się dalej. Może ostatecznie Flawia stwierdzi, że Fabian nie jest wcale taki zły i przekona się do niego? Może to ona zaproponuje kolejne spotkanie? Byłoby wspaniale ;D
    Mnie się rozdział podobał i to w całości. Coraz bardziej wciągam się w tę historię.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie Fabian zupełnie nie irytuje. Wydaje się sympatyczny, pewny siebie, a przy tym jest miły i nieco uparty. Może i sprawia wrażenie nieco nachalnego, ale trudno, żeby tak nie było, jeśli chodzi o zabieganie o uwagę Flawii. To raczej nie jest osoba, która łatwo dopuszcza do siebie nowych ludzi i pozwala im się bliżej poznać. Jak widać, upór chłopaka przyniósł jednak pożądane efekty. Może i główna bohaterka uznała, że spotka się z chłopakiem tylko po to, by się go pozbyć, ale wątpię, by ta znajomość skończyła się na jednym wspólnym wyjściu. Wydaje mi się, że Falwia zaczyna lubić Fabiana. Może w końcu przestanie się kierować pierwszym (mylnym) wrażeniem i z tej znajomości zrodzi się coś więcej. Przyjaźń, a może nawet miłość...?
    Pozdrawiam
    koszmar-na-jawie

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie ten Fabian strasznie irytuje. Sztuczny jest. I nie lubię jak chłopak nie ma nic do powiedzenia, bo wg mnie powinien cały czas gadać, a rozmowa powinna mieć ręce i nogi - tylko wtedy można powiedzieć, że ludzie do siebie pasują. I coś czuję, że Lena bardzo namiesza w relacji Fabiana i Czarnej :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Okej, dwiedziałam się, że ją widział i też trochę zmieniłam zdanie: strasznie się nakręcił i ciągle podchodził do Flawii, w ogóle nie popatrzył na to czy ona ma ochotę z nim rozmawiać. Dziwny jakiś. Ale koniec końców bohaterka zgodziła się na spotkanie. I znowu go polubiłam. Jednak chyba trochę był nieśmiały, ale też skromny i zabawny. Nie wiem czemu czuję do niego takie ciepło. Wydaje mi się, że coś z nim będzie konkretnego w tym opowiadaniu i mnie to ciągnie ;D
    Oczywiście musiała tam być jej siostra... No jestem prawie pewna, że powie o wszystkim rodzicom, zacznie jej dogryzać i się naśmiewać ;/ Sama bym się szybko ulotniła z takiego miejsca.
    Może po tym spotkaniu Flawia zmieni zdanie co do chłopaka? Niestety już padam z nóg i idę się położyć i zobaczyć co leci w TV. Mam nadzieję, że jutro przeczytam następny rozdział. ;*

    OdpowiedzUsuń

Powiedz, co myślisz ;)